Te piękne oczy wpatrywały się w nią. Widziała tylko
je. Troska i miłość w nich była tak piękna… Niestety długo nie mogła się w nie
wpatrywać. Zobaczyła rozpacz w nich na widok czegoś, czego sama nie mogła
dostrzec, dopóki nie oderwie wzroku od nich. Spojrzała na swój brzuch i
ogarnęła ją panika. Ręce, bluzka, spodnie, buty… Wszystko splamione krwią. Jej
krwią. Wielka rana poszerzała się na jej oczach. Nagle poczuła, jak coś odpycha
ją od właściciela tych niebiańskich oczu. Próbowała za wszelką cenę to
powstrzymać. Stawiała się temu całą siłą.
-Musisz wrócić i dokończyć to, co
zaczęłaś – powiedział tajemniczy mężczyzna. Jego głos koił jej nerwy.
- Chcę być z tobą. Tylko tu
jestem bezpieczna – wydukała, chociaż sprawiło jej to niesamowitą trudność.
-
Nie mogę nic więcej dla ciebie zrobić. Nie jesteś tu bezpieczna, a wręcz
przeciwnie. To tylko sen, a on zawsze się kończy. Teraz otwórz oczy i szukaj
prawdy. Pamiętaj, ona jest najważniejsza. Jeszcze się spotkamy, ale tym razem
nie będzie to tylko sen. Obiecuje. Jednak nic z tego nie wyjdzie, jeżeli nie
wrócisz do żywych… Proszę cię.
Zrobiła to. Otworzyła oczy i niestety nie zobaczyła
właściciela czarnych jak noc tęczówek. Szybko usiadła łapiąc olbrzymi haust
powietrza.
- Elizabeth!
Dobrze, że już się obudziłaś. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdybyś umarła na
moich oczach – powiedział wystraszony Sebiball.
-
Już, już. Doszłam do żywych – uśmiechnęła się do niego zachęcająco. Rozejrzała
się po pomieszczeniu, w jakim się znajdowała. Znała je, ze wcześniejszej
rozmowy z chłopakiem, ponieważ była w męskiej szatni. Tylko, czemu akurat tu
się znalazła? Próbowała wstać, lecz od razu tego pożałowała. Wielki ból w
brzuchu wystarczył, aby sobie o wszystkim przypomnieć. Odruchowo spojrzała w
jego stronę. Zdziwiła się, gdy nie zauważyła na nim zakrwawionej bluzki.
Została jej pozbawiona. Na sobie miała tylko stanik, a cały brzuch oplatał
bandaż służący jako opatrunek. Nie było widać na nim żadnej krwi. Ktoś regularnie
go zmieniał, albo rana nie była aż tak poważna, jak jej się wydawała. – Od
kiedy to znasz się na pierwszej pomocy?
-
Znalazłem wskazówki w apteczce. Pominąłem parę punktów, które kazały zawiadomić
pogotowie - popatrzał na nią.- Rozumiem, że nie chciałabyś by ktoś o tym
wiedział, dlatego przeniosłem cię tutaj. Tu nikt nie chodzi, nie licząc naszych
chłopaków, no i oczywiście ciebie.
-
Dziękuję. Naprawdę dziękuję. Czy to jest poważne?
-
Szybko się goi. Wydaje mi się, że zanim do ciebie dotarłem to było o wiele
poważniejsze.
-
Dotarłeś do mnie? Jak? I co z Meredith?
-
Meredith radzi sobie. Po kolei. Jak do ciebie dotarłem? Właściwie to zasługa
twojej przyjaciółki. Jej wersja jest taka, że obudziła się i zobaczyła ciebie.
Nie wiedziała, co zrobić i wybiegła z łazienki szukając pomocy. Tak trafiła na
mnie, a właściwie nie ona, tylko drzwi. Rozpłakała się i wskazała na ciebie.
Miałaś szczęście, że to byłem ja. Jestem pewien, że gdyby nie to, to leżałabyś
w szpitalu, a policja już szukałaby sprawcy. Poza tym widzę, że bardziej
martwisz się o Meredith, niż o siebie. Niecodzienne zjawisko.
-
Ja z tego wyjdę, a ona jest pewnie załamana – powiedziała smutnym tonem.
-
Kobieto, przecież to ty miałaś ranę kutą w brzuchu tak głęboką, że mogłaś
wykrwawić się na miejscu. Dodatkowo ślady krwi na rękach. Wyglądają, jakbyś tam
też miała rany, ale to chyba niemożliwe, gdyż nie ma tam nic, tylko krew. Poza
tym, teraz gadasz, że z tego wyjdziesz, ale wcześniej umierałaś! Boisz się o
dziewczynę, która przeżyła szok, niż o siebie z o wiele większym problemem. Nie
rozumiem cię. Zależy mi na Meredith, nawet nie wiesz jak bardzo, ale bez
przesady…
-
Co cię z nią łączy? – Zapytała odruchowo. Może nie jest to teraz najlepszy
moment, ale ciekawość ma swoją cenę. Nigdy nie lubi czekać.
-
Zależy mi na niej, to wszystko.
-
Nie, wcale nie. Coś jest między wami. Widzę to w twoich oczach, a one nigdy nie
kłamią. Na słowo o niej reagujesz, jak… jak…
-
Jak zakochany? – Spytał podnosząc głowę, którą zmieszany wcześniej opuścił. –
To odpowiednie słowo.
- Lecz
nie jesteś z nią. Dlaczego?
-
Ma mnie za przyjaciela. Na początku właśnie dlatego cię męczyłem. Chciałem
zwrócić jej uwagę. Udało mi się. Przyszła, żebym odczepił się od ciebie.
Powoli, zbliżałem się do niej, aż… Zostaliśmy przyjaciółmi. Niestety, tylko to
we mnie widzi. Nie żałuję, cieszę się. Przynajmniej tyle mogę dla niej zrobić.
-
Czemu z nią o tym nie porozmawiasz? – Powiedziała po chwili, gdyż zszokowana na
moment straciła głos.
-
Jak? Nie chcę zniszczyć to, co jest między nami. Mówiąc jej o swoich uczuciach
mógłbym wszystko zepsuć.
-
To, że tak myślisz, nie znaczy, iż tak się stanie. Co, jeżeli ona także się w
tobie podkochuje? Wolisz wszystko zaprzepaścić tylko dlatego, że boisz się z
nią porozmawiać? Mogę dać sobie rękę uciąć, że na 100% cię nie zje –
uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Po chwili oboje wybuchli śmiechem. Nie tylko dlatego,
że w jednakowym momencie wyobrazili sobie Meredith jedząca Sebiball`a, ale
także z… Wszystkiego. Opanowując się spojrzała jeszcze raz na chłopaka. Jego
mięśnie i klatka piersiowa dygotała od nierównego śmiechu, jaki przedzierał mu
się przez gardło. Wszelkie uprzedzenia i wątpliwości znikły za sprawą jednej
tak krótkiej rozmowy. Nie wiedzieli o sobie nic, a zachowywali się w stosunku
do siebie, jak prawdziwi przyjaciele.
Spojrzała na niego tak, jak każda
dziewczyna patrzy na chłopaka. W każdym razie chciała zauważyć go w tym
świetle. Niezbyt jej się to udawało, gdyż jej głowę zaprzątały inne myśli. Mimo
wszystko dostrzegła kilka zalet w wyglądzie chłopaka, które na pewno
przyciągały puste panienki. Oczywiście charakterem również nie grzeszył.
-
Nie widzę żadnych przeciwwskazań, abyś był z Meredith. Powiem więcej, będę
zaszczycona, jeżeli wybierzecie mnie na stanowisko świadka na waszym ślubie –
uśmiechnęła się, gdyż mówiła zgodnie z prawdą. – Och… Zapomniałabym. Nie
musicie szukać chrzestną waszego dziecka. Z miłą chęcią rezerwuję tę posadę.
-
Chyba zagalopowałaś się za daleko – popatrzał na nią, a kiedy zrozumiał, iż
mówi całkiem serio zaśmiał się. – No dobra, niech ci będzie. Oczywiście, jeżeli
Meredith się zgodzi.
-Z
tym nie będzie żadnego problemu – powiedziała. – A tak w ogóle, to gdzie jest
teraz twoja ukochana?
-
W pomieszczeniu obok… Z chłopakami.
-
Nie wolałbyś siedzieć teraz tam, z nią?
- Po
pierwsze, obiecałem jej, że się tobą zaopiekuje. Po drugie chłopaki jakoś nie
palą się, aby siedzieć tutaj z tobą, a po trzecie, nawet jeżeli by się
zgodzili, to wolałabyś siedzieć teraz z nimi, w staniku… To są jeszcze młode
dupki, które podniecają się na widok dużego dekoltu. Jak myślisz, jak
zareagowaliby, gdy tylko zobaczyliby cię tak skąpo ubraną? Zwłaszcza, gdy
okazuje się, że jesteś naprawdę seksowna. Kto by pomyślał? – Popatrzał na nią
podnosząc brew. Zaśmiała się widząc jego minę i rozumiejąc sens jego słów.
-
Meredith byłaby zazdrosna słysząc to, co przed chwilą powiedziałeś –
uśmiechnęła się. – Dziękuje, za komplement oraz za to, że siedzisz tu ze mną. Jednocześnie
zaprzepaszczając swoją szansę na zbliżenie się do Meredith.
-
Ja sobie dam radę, ale nie jestem pewien, czy to działa w obie strony.
-
Oczywiście, że tak! Przestań. Poboli, poboli i przestanie. Poza tym, sam
mówiłeś, że to nie jest takie poważne. Chyba, że czegoś mi nie mówisz, a sądząc
po twojej minie tak właśnie jest. O co chodzi?
-
Bo widzisz. Chwile wcześniej zanim się obudziłaś to… Pewnie udasz, że
zwariowałem, ale… No dobra. Wtedy ty przestałaś oddychać, a twoje serce się
zatrzymało. Zacząłem udzielać ci pierwszej pomocy, gdy ty zaczęłaś się wiercić
i krzyczeć: „nie!”. Wiem, że to niemożliwe, skoro przez tą chwilę nie żyłaś,
ale tak było. Przestałem cię reanimować. Potrząsałem twoim ciałem i krzyczałem
twoje imię Wtedy ty po prostu usiadłaś. Jakby nic się wcześniej nie stało.
-
Och! – Powiedziała zdziwiona i przypomniała sobie słowa mężczyzny. „(…) jeżeli nie wrócisz do żywych.” Ona
nie żyła. Naprawdę przez chwilę umarła. Zmieszana uniosła lekko kąciki ust, co
wyglądało strasznie sztucznie.
Nagle drzwi się otworzyły, a
zmieszany chłopak wpadł do szatni, gdzie siedzieli. Ten sam, który w dniu
rozmowy Sebastiana i Elizabeth udawał kozaka. Teraz na jego twarzy widać było
strach i zmieszanie. Spojrzał na dziewczynę, a jego oczy na chwile zabłysły.
Jednak ten zapał prysł równie szybko, jak się pojawił.
-
Ta dziewczyna… Meredith…
-
Co z nią? – Zapytali jednocześnie Sebiball i Elizabeth.
-
Ona zaczęła mówić nie swoim głosem i krzyczeć. Uderzając pięścią w szafkę
wygniotła wielką dziurę. Krzyczała coś, że chce cię zabić – wskazał palcem na
dziewczynę.
-
Idę do niej – ruszyła w stronę drzwi, ale zanim zdążyła wyjść dostała jakąś
koszulką po głowie. Odwróciła się i zobaczyła Sebastiana, który zamykał szafkę.
-
Chyba nie pójdziesz tam w staniku – zaśmiał się.
-
Dzięki – szybkim ruchem ubrała na siebie za dużą koszulkę i poszła w stronę tłumu.
Stłumiła swój śmiech, gdyż chłopaki uciekli z szatni, w której pozostała
Meredith. Musiała przedzierać się pomiędzy nimi, co nie było takie łatwe. Przed
wejściem do środka związała swoje ciemnobrązowe włosy, które były aktualnie
posklejane krwią, przez co ich kolor graniczył z czerwienią.
Weszła do środka, a pusty wzrok
Meredith od razu skierowany był na nią.
-
Czemu tak bardzo chcesz, żebym nie pamiętała i za wszelką cenę nie pozwalasz mi
dowiedzieć się wszystkiego? Co się stało, że nie mogę pamiętać?
-
Tego nigdy się nie dowiesz. Nigdy… prędzej zginiesz!
-
A ostatnia moją wolą będzie, że chce pamiętać! – Krzyczała.- Zobaczysz dowiem
się prawdy! A ty zginiesz! Znajdę cię i zabiję!
W tym momencie do pokoju wszedł Sebiball. Słyszał, jak
krzyczała. Niestety, właśnie w momencie jego wejścia śmiech Mikela ucichł i
zmienił się w łkanie Meredith. Gdy Elizabeth usłyszała, że to z powrotem ona,
podbiegła do niej i ją przytuliła.
-
Spokojnie. Zabijemy go. Przestanie cię nawiedzać. A teraz wypłacz się.-
pocieszała przyjaciółkę. – Spokojnie, będę przy tobie.
-
Kogo zabijecie? Co tu się dzieję? – Dopytywał się Sebiball. – Powiesz mi?
- Chciałabym,
ale nie mogę. Nie chcę, aby wykorzystał to przeciwko mnie. Naprawdę mi przykro.
-
Mi również – popatrzał na nią.- No przestań! Przecież dobrze wiesz, że nikt mi
nic nie zrobi.
-
Nie wiesz, co on potrafi…
-
To mi powiedz!.
-
To nie takie proste, jak myślisz – powiedziała Elizabeth. - Pozwól, że wezmę ją
do domu. Jest cała roztrzęsiona.
-
Dobrze. Pamiętaj, jak zechcesz to możesz mi o wszystkim powiedzieć.
-
Dziękuję – pomogła wstać Meredith i zaczęły kierować się do drzwi.- Za wszystko
- wyszły i poszły do domu.
____________________________________________
Hej Kochani! Rozdział dodany szybciej niż miał być, gdyż jadę na wakacje nad nasze Morze ;D. Nie spodziewajcie się nowego rozdziału szybciej niż 12 sierpnia :). Oczywiście, nadal możecie do mnie pisać na e-mail. Najlepiej na: kalab177@gmail.com . Odpisze pewnie jeszcze tego samego dnia :). Przy okazji chciałabym wam życzeń dobrej pogody na waszych wyjazdach i w aktualnym miejscu pobytu. Buziaczki ;***
Zajebisty rozdział!. :D . Nie spodziewałam się, że Sebiball zakocha się w Meredith. ^^. Niezłe. ;D.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i dalsze niespodziewane losy dziewczyn. ^^.
PS. Też życzę najlepszej pogody nad morzem. ; **.
Bardzo mi się podoba, intrygujące.
OdpowiedzUsuńDodawaj szybko następny fragment, bo na pewno jeszcze tutaj wpadnę.
Zapraszam do siebie,
marsz-mendelsona.blogspot.com/
Serdecznie zapraszam na mój photoblog, na którym będę publikowała notki z blogami zawierającymi opowiadania! Także, jeśli masz jakieś opowiadanie na jakiejkolwiek stronce, albo chciałabyś/chciałbyś z chęcią coś przeczytać ZAPRASZAM !:) Na pewno znajdziesz coś dla siebie!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa pozostawione na moim blogu. Nie wiem jakim cudem bzdury, które wypisuję mogły Cię urzec ale, mimo wszystko bardzo się cieszę z tego powodu. Jeśli jednak twierdzisz, że moje opowiadanie jest ,,genialne", to najwyraźniej sama nie czytasz swoich rozdziałów! Nie będę po kolei wypisywać epitetów, które opiszą Twoje dzieło, bo już gdy mówię ,,cudowne", nie mogę wymyślić nic innego. To słowo jest z pewnością za słabe, ale przynajmniej uświadomi, że jestem nastawiona pozytywnie i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Proszę, poinformuj mnie koniecznie o nowym rozdziale.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ;*
PS: Nie pogniewałabyś się, gdybym dodała Cię do linek, hę ;)?
PS2: Stwierdziłam, że przydałoby się gdybym zostawiła po sobie chociażby adres bloga... Dangerous--love.blogspot.com
PS3: Zapomniałam powiedzieć, że strasznie podoba mi się Twój szablon ;D! Sama go wykonałaś czy to na zlecenie szabloniarni ;)?
No doba, chyba za bardzo się rozpisuję...
Moim zdaniem jest super, bardzo wciągające, pisz dalej! :)
OdpowiedzUsuńTe piękne oczy wpatrywały się w nią. Widziała tylko je. Troska i miłość w nich była tak piękna… ładnie..naprawde ładnie <3
OdpowiedzUsuń