- Jak dobrze być już w domu - powiedziała sama do siebie Elizabeth wkładając kluczyki do zamka.- A zwłaszcza w takim domu, którego się nie pamięta.
Naburmuszona weszła do
środka. Nie chciała żeby jej matka była teraz z nią. Chciała być sama.
Musiała się jej pozbyć. Tylko jak?
Wzięła od matki torbę i
płaszcz. Jest gorąco, w końcu to już czerwiec, a ona nosi gruby płaszcz.
Odwiesiła go na wieszak i wyprzedzając matkę obeszła cały dom zbierając po pokojach brudne rzeczy, które walały się prawie w każdym kącie.Przy okazji szukała jakiś śladów, jakie pomogły by jej w śledztwie. Tak o
tym myślała. To będzie jej misja. Nagle w jej głowie zaświstał plan,dzięki któremu mogłaby pozbyć się na jakiś czas matki. Zamierzała go zrealizować już teraz.
Podeszła do lodówki i rzekła:
- Chciałabym ci coś dać do picia czy nawet do jedzenia, ale w lodówce pusto- jej twarz posępniała.
- Nic nie szkodzi. Pójdziemy razem do sklepu – powiedziała lekko ożywiając się matka.
- A może mogłabyś iść sama?- Ziewnęła.
– Od czasu tego nieszczęśliwego wypadku ciągle chodzę niewyspana. Teraz
będę mogła w końcu się wyspać… Zresztą wszędzie dobrze się śpi, ale w
swoi łóżku najlepiej – znowu ziewnęła.
- Dobrze. Mogę iść sama, lecz najpierw zrobimy listę zakupów- odpowiedziała z wahaniem.
- Dziękuje- podeszła do niej i ją przytuliła.- Będziesz pisać? Mi to raczej teraz kiepsko idzie – podała jej kartkę i długopis.
Elizabeth podyktowała
matce listę zakupów w sklepach, do których się bardzo, ale to bardzo
długo szło. Nie miała samochodu, więc trochę ją to zajmie. Pożegnała
matkę machnięciem dłoni i ziewnięciem. Po jej wyjściu pobiegła do okna i
poczekała, aż ta odejdzie dostatecznie daleko. Zamknęła drzwi na klucz i
rozpoczęła przeszukiwanie wszystkich pomieszczeń. Podobno uderzyła się w
głowę w salonie... W takim razie będzie tu gdzieś krew! Od nowa
przeszukała wszystkie kanty w pokoju, a jak tam nic nie znalazła
to szukała w całym domu. Bez skutku. Po drodze zauważyła lustro.
Stanęła przed nim i przyjrzała się
sobie. Miała długie, kręcone, kasztanowo-czarne włosy, które miały różny kolor w innym świetle. Brązowe, duże oczy miały w sobie coś tajemniczego. A
co z jej kształtami? Nie była duża, ale nie też nie niska. Przeciętna,
szczupła dziewczyna o niezbyt dużych piersiach. Rozsunęła lustro i jej
oczom ukazała się wielka garderoba, ale rzeczy w niej były straszne.
Spodobały jej się tyko ubrania z podpisem „robocze”. Przebrała się
szybko w za dużą bluzę i dresowe spodnie. O wiele lepiej się poczuła.
Poszła do lodówki, złapała
za zimną puszkę coli i otworzyła ją z głośnym westchnięciem. Usiadła na
swoje ogromne łóżko, które ugięło się pod jej ciężarem.
- Z takich śladów nici. Co mogło mi
jeszcze pomóc odzyskać pamięć? – Próbowała skupić swoje myśli na tym
właśnie pytaniu, ale nie mogła. Myślała o tym, że teraz przydałby się
jakiś przyjaciel, któremu wszystko może powiedzieć. Wszystko. A gdyby
tak…- PAMIĘTNIK! – Wrzasnęła i od razu wzięła się do poszukiwań.
Przeszukała każdą szafkę, każdy kąt i nic. Nie dziwiła się, że nic nie
znalazła. Musiała go kiedyś dobrze ukryć.
- Czemu tego nie pamiętam ?! Czemu?! –
Teraz opanowała ją furia. Chciała pamiętać. Tak bardzo chciała
pamiętać. Z zrezygnowaniem złapała puszkę coli, która wyśliznęła się jej
z rąk. Spadła na ziemię z wielkim, pustym hukiem i zawartość wylała się
na podłogę. Jeszcze tego brakowało! Poszła do kuchni, złapała
pierwszy lepszy ręcznik. Wróciła do pokoju i nie wierzyła własnym
oczom. Coli nie było już na ziemi. Został tylko ślad po niej i puszka.
Na parapecie stała butelka z wodą do podlewania kwiatów, którą wzięła ze
zadowoleniem i wylała w miejsce, gdzie przed chwilą było mokro.
Przyjrzała się dokładnie i zauważyła, że woda nie znika, lecz wsiąka pod
deski. Złapała scyzoryk, w który zaopatrzyła się, gdy tylko weszła do
mieszkania. Podważyła nim deskę, która z łatwością odskoczyła. Zobaczyła
w dole wielką dziurę, a na dnie… o jejku! Wzięła do ręki oprawiony w
prawdziwą skórę notes i otworzyła go na pierwszej lepszej stronie. Tak.
To był jej pamiętnik. Usiadła na łóżku i przez chwilę poczuła opór przed
przeczytaniem go. Czuła jakby naruszała czyjąś prywatność. Przecież to
bzdura, albo może nie… No tak, to był pamiętnik jej samej, ale miała
wrażenie, że to były czasy, które jej nie dotyczą…
Już miała zacząć czytać tą
lekturę jak usłyszała dzwonek do drzwi. Przestraszyła się tak bardzo,
że aż podskoczyła. Odłożyła notes w to samo miejsce, zakryła go
deską i popatrzyła przez judasza do drzwi. Spodziewała się, że zobaczy
matkę, lecz ku jej zdziwieniu to była jakaś dziewczyna. Otworzyła z
wahaniem drzwi i zajrzała za nie:
- Elizabeth! – Odparła dziewczyna i
przytuliła się do niej, po czym zaśmiała się. Elizabeth pamiętała
ten śmiech. Za chwile sobie przypomni. Musi tylko dobrze się skupić... Przeszukała szybko swoje strzępki wspomnień i zobaczyła ją.
- Meredith! Jak się cieszę ze jesteś! –
Ona także się do niej przytuliła. Po tym długim uścisku zaprosiła ją do
środka i zamknęła za nią drzwi na klucz. – Wiesz jesteś pierwszą osobą,
którą pamiętam, moja przyjaciółko!
Elizabeth przyjrzała się
Meredith. Wysoka dziewczyna, blondynka z lekko kręconymi włosami i
błękitnymi oczami. Ubierała się jak zwykle modnie. Była o wiele
ładniejsza od niej samej. Zazdrościła jej tej urody i stylu bycia.
Ta to miała super życie.
Podała Meredith puszkę coli zapytała się:
- Czy ty wiesz, co się stało?
- Wiem tylko tyle, że podobno
przewróciłaś się i uderzyłaś w głowę o coś twardego. Potem już ja cię
znalazłam i zadzwoniłam po pogotowie.
- Poznałaś kiedyś moich rodziców?
- Nie, nie miałam tej przyjemności, a czemu?
- Za chwile ci wyjaśnię tylko
potrzebuję twojej szczerej odpowiedzi: Czy ty wierzysz w tą historyjkę,
że uderzyłam w c o ś głową?
- Tak szczerze to nie. Jakbyś w coś
uderzyła to byłaby wokół twojej głowy, chociaż kapkę krwi, a nie było
nic a nic. A dlaczego się pytasz? –Dopytywała się, co chwilę Meredith,
lecz Elizabeth była już w innym świecie. W końcu znalazła kogoś, kto
podziela jej zdanie... Kogoś, kto wie, kim była i kim jest. Nareszcie.
Elizabeth nie czekając
długo powiedziała Meredith, co sądzi o tym wszystkim. Szepnęła jej też
słówko o dziwnym zachowaniu jej rodziców, a także o tym, że gdyby jej
matka przyszła to musi się schować w szafie, bo jak na razie nie chce
mówić jej, że coś sobie przypomniała. Blondynce wydało się to dziwne, ale
i tak zgodziła się z przyjaciółką. Nie miała zbytnio wyboru. To była
nowa Elizabeth, która różniła się od starej. Bardzo mocno.
- Opowiedz mi, jaka ja jestem, a raczej byłam- nalegała ciągle Elizabeth.
- Nie wiem, co ci powiedzieć.
Szczerze? To byłaś strasznym kujonem. Nie dość, że chodzisz ze mną do
najlepszego liceum w mieście, to do tego wkuwałaś każde słówko, jakbyś
nie miała normalnego życia. Udowodnię ci. – Podeszła do szafki z
książkami i wyciągnęła między nimi dziennik z ocenami.- Spójrz!
Żadnej szmaty, dwójki, a co dopiero trójki. Dawałaś sobą pomiatać. Nie
potrafiłaś się bronić, kogoś wyzwać czy nawet przekląć. Byłaś takim
małym dzieckiem, przy którym nom stop musiał ktoś być.
- Dzięki za szczerość. W końcu jakieś konkrety. A tak w ogóle to, kiedy ja mam iść do tej szkoły?
- Chodź ze mną jutro. Będzie fajnie. Tylko… proszę nie ubieraj się w te nudziarskie rzeczy. Ja nie proszę, ja błagam!
- Ok, ok – przewróciła oczami.
Jeszcze przez jakieś 5
minut omówiły ze sobą szczegóły jutrzejszego powrotu do szkoły, a
następnie Elizabeth wygoniła sąsiadkę do domu. Kątem oka zauważyła przez
okno, że jej matka wraca z torbą pełną zakupów. Przez chwile było tak fajnie…
bardzo ciekawe, czytam dalej ;)
OdpowiedzUsuńsuper ! Coś mi mówi, że w 4 rozdziale będzie jakaś ciekawa akcja, :)
OdpowiedzUsuńsuper...pisz więcej takich opowiadań ! ^^
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.
OdpowiedzUsuń