Elizabeth wstała bardzo
wcześnie rano, żeby zdążyć naszykować się do szkoły. Trochę się bała,
gdyż nie wiedziała, czego oczekują od niej inni.
Jej matka spała nie
wiedząc, że córka idzie do szkoły. Elizabeth nie miała zamiaru jej tego
mówić. Planowała zostawić kartkę na stole z napisem: Poszłam do szkoły. Elizabeth.
Spojrzała na zegarek.
Wybiła godzina 7:14. Umówiona z Meredith była o 7:35, a lekcje zaczynały
się o 8:05. Niechętnie zajrzała do lodówki. Nie chciało jej się jeść,
no, ale cóż musiała. Nasypała do miski małą porcję płatków śniadaniowych
i zalała je mlekiem. Z wielką niechęcią przeżuwała jedzenie. Gdy już
wepchała do buzi połowę śniadania, odstawiła miskę i nabazgrała na
kartce wiadomość do matki. Następnie poszła do łazienki, wzięła zimny
prysznic i zajrzała do szafy. Nie miała, w co się ubrać. Nic w tej
szafie jej się podobało. Ubrała się, więc w bluzę z kapturem i rurki.
Tylko to wydawało jej się odpowiednie. Parę razy przeczesała szczotką
swoje długie włosy. Nie malowała się. Nie nawiedziła się malować. Dla
niej była to tylko strata czasu.
Założyła na głowę kaptur i wyszła z mieszkania. Stanęła przed drzwiami do Meredith i zanim zdążyła zapukać, ta wyszła z domu.
- O! Już jesteś, ale chyba nie zamierzasz pójść do szkoły z kapturem na głowie?- Popatrzała na nią z dużym zdziwieniem.
- Nie, to tylko na drogę- skłamała.
Nie chciałaby ktoś ją rozpoznał. Z tego, co słyszała była niezbyt
przyjemnie traktowana w szkole. – Idziemy?
I poszły. Przez drogę
Meredith ciągle gadała, że cieszy się, że idzie ona z nią do szkoły. Nie
wiedziała jeszcze, że Elizabeth planuje niezbyt przyjemną z nią rozmowę
na temat swojej przeszłości. Chciała wydusić z niej najwięcej, co tamta
pamiętała.
Przed szkoła Meredith
zatrzymała się i ściągnęła Elizabeth kaptur z głowy. Następnie wzięła
jej włosy i dzieląc po równo położyła je z przodu.
- Masz piękne, zdrowe włosy. Musisz
się nimi chwalić- rzekła. – I lepiej wyglądasz niż zawsze. Oczywiście
będziemy musiały popracować nad twoim stylem- zaśmiała się i ruszyła
przed siebie w stronę szkoły. Elizabeth poszła za nią obawiając się
reakcji wszystkich. Nie była już tą samą osobą. Już nie.
Szły razem przez korytarz.
Meredith, co chwilę witała się z kimś przytulając się do tej osoby, a
Elizabeth w tym momencie stała zawsze z tyłu i wpatrywała się w podłogę.
Zresztą idąc też to robiła. Doszły tak razem do szafek. Szły do nich po
każdej lekcji, a te były wyjątkowo nudne.
Na długiej przerwie,
Elizabeth sama bez Meredith stała przy swojej szafce. Jej przyjaciółka
musiała pójść na jakieś spotkanie. Dziewczyna ze znudzeniem wyciągnęła
książki na lekcje historii, którą miała za chwilę. Nagle poczuła jak
książki, które miała w ręce ktoś wytrąca i lądują one na ziemi.
Usłyszała śmiech przed sobą. Nie miała zamiaru dać sobą pomiatać! Nie
ruszyła się by podnieść książki tylko wrzasnęła:
- Podnieś to w tej chwili! –
Wypowiedziała to zdanie akcentując każdy wyraz. Nie zwróciła uwagi, że w
tym momencie każdy, kto był na korytarzu utworzył okrąg wokół niej i
chłopaka, który nadal głośno się śmiał.
- Do mnie mówisz kujonie?- Nadal się śmiał.- Ty wiesz, kim ja jestem?
- Oj, przepraszam. – Zrobiła minę
jakby miała się rozpłakać, a po chwili zaczęła się głośno śmiać.- A nie,
to ty masz mnie przeprosić. Czy ja wiem, kim jesteś? Co najwyżej
skończonym kretynem.
- Nie wiesz, z kim zadzierasz.
- Nie! To ty nie wiesz, z kim
zadzierasz.- Podeszła twardo do niego wciąż się na niego patrząc. Czuła
jak wszyscy wbijają w nią swój wzrok.- Zmieniałam się. Dla ciebie na
gorsze. A teraz: mam ci pomóc, czy sam podniesiesz te książki?
- Nie wiesz, z kim zadzierasz. Pożałujesz tego.- Elizabeth widziała zdziwienie i gniew w jego oczach.
Poszedł do miejsca gdzie leżały
porozwalane książki, pozbierał je i podał dziewczynie. Ta uśmiechnęła
się triumfalnie do niego i powiedziała:
- Dziękuje.
Chłopak odszedł, a tłum przed nim się
rozstępował. Gdy tylko znikł z jej pola widzenia wszyscy zaczęli bić
gromkie brawa. Elizabeth rozejrzała się po tłumie i zobaczyła, że każdy
się do niej uśmiecha. Niczego nie rozumiała. Dlaczego bili jej brawa? Z
tłumu wyszła Meredith i wzięła jej prawą dłoń i uniosła do góry. W tym
momencie brawa ucichły.
- Panie i panowie to jest Elizabeth Merwil. Chcesz coś dodać kochana?
- O co w tym wszystkim chodzi? Nic nie rozumiem.
- Kobieto, właśnie złamałaś kapitana drużyny zapaśniczej. Pierwsza się mu postawiłaś.
- Pff… To był kapitan drużyny
zapaśniczej? Chyba drużyny cheerleaderek, bo tylko na to się nadawał –
zaśmiała się, a tłum razem z nią. – Czuję się trochę niezręcznie.
- No już. Przedstawienie skończone.
Możecie się rozejść. – Meredith przyszła jej z pomocą. Tłum zareagował
automatycznie i rozstąpił się. Elizabeth poczuła wielką ulgę. – Kobieto,
teraz jesteś bohaterką całego liceum. Jeszcze nigdy nie słyszałam żeby
cała szkoła biła brawa jednej osobie. Jesteś niesamowita.
- Mówiłam, że nie dam sobą pomiatać. –
Uśmiechnęła się do niej blado. W tym momencie zadzwonił dzwonek na
lekcje i poszły do klasy.
masz bardzo fajny styl pisania.
OdpowiedzUsuńnie popełniasz błędów - co uwielbiam, bo nie cierpię jak ktoś przestawia wyrazy :D
opisy idealnie ilustrują to co się tam dzieje
i podoba mi się też ta aura tajemnicy, która tylko czeka aż się ją odkryje ;)
Bardzo dobrze piszesz te opowiadania, super styl ! :)
OdpowiedzUsuńehhhhh. kocham to opowiadanie, ten rozdzial najfajniejszuy.
OdpowiedzUsuńpiszesz super...masz dużą wyobraźnię :)
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział, który mi się podoba. Chyba przeczytam dziś wszystkie.
OdpowiedzUsuńNowa Elizabeth, super ;)