Niektórzy
potrafią się bardzo mocno zmotywować do działania. Zanim się skończył dzień w
domu znajdowała się ubrana w świąteczne bombki i łańcuchy choinka, a w
powietrzu unosił się zapach pieczonych pierniczków. Nikt nie wspomniał nawet
słowa o Mikelu z czego byłam niewiarygodnie zadowolona. Zaangażował się każdy.
Nie tylko mnie brakowało spokoju. Nawet z Kate zaczęłam się dogadywać. Cóż.. Po
przełamaniu lodów zrozumiałam, że ona swoim sarkazmem oraz egoizmem próbowała
odizolować wrogów od siebie.
Zauważyłam
jednak coś, czego się zwyczajnie nie spodziewałam… Quinn – najbardziej
pozytywna osoba, jaką spotkałam w życiu zaczął flirtować z pesymistką Kate.
Jednak to jest prawda, że przeciwieństwa się przyciągają.
Wszyscy
siedzieli przy ustrojonym stole wyraźnie uśmiechnięci i rozbawieni. Stojąc w
progu kuchni, patrząc tak na nich mimowolnie rozmarzałam się myśląc, iż jednak
istnieje normalne życie. Bez ciągłej ucieczki, paniki i wyczerpujących
treningów.
Słysząc
cichutkie „ding” z kuchni z niechęcią odwróciłam się idąc do piekarnika. Gołą
ręką wyciągnęłam gorącą blaszkę i zsypałam pierniczki na talerz. W końcu byłam
odporna na ogień. Przydawało się to w trakcie gotowania.
Zbyt
mocno rozczulając się nad każdym smakołykiem, ozdabiałam je za pomocą lukru i
różnych posypek. Byłam dumna z mojego małego dzieła. Z uśmiechem odwróciłam się
z zamiarem zaniesienia pierniczków do rozradowanych towarzyszy. Widząc osobę
przed sobą talerz poleciał w dół, a mój dobry humor znikł. Jego ręce zamknęły
mi buzię, którą otworzyłam z zamiarem krzyku. Nie myśląc za wiele ugryzłam go,
a on klnąc pod nosem przyparł mnie do ściany napierając na mnie całym ciałem.
- Do jasnej cholery, Elizabeth!
Przecież mnie pamiętasz! – Odezwał się Jason opierając czoło na moim, a potem
szepnął. – Przypomnij sobie, proszę…
Spojrzałam
z jego oczy i zrozumiałam.. Wizje napływały do mnie, jak szalone, a ja
odpłynęłam spadając w ich otchłań.
***
Szłam
ciemną uliczką w stronę klubu. Nie mogę uwierzyć, że Meredith zmusiła mnie,
abym tu przyszła.. Ale podobno tu jest mój ojciec. Muszę go odnaleźć.. Muszę
spełnić wolę matki. Czerwone usta i biała, lekko prześwitująca koszulka były
dla mnie czymś nieodpowiednim. Mogę się założyć, iż gdyby ktoś mnie spotkał na
pewno nie poznałby mojej osoby.
Nagle
poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele. Pierwszy raz je wtedy
poczułam. Mimowolnie uśmiechnęłam się, ale po chwili ten okaz radości momentalnie
znikł. Poczułam, jak czyjaś ręka zaciska się na mojej talii i jestem popychana
w stronę cienia. Jęknęłam, gdy moje twarz zetknęła się z mokrą ścianą, a ostrze
noża przyciskane do szyi zraniło ją, przez co płynąca strużka krwi zaplamiła
moją bluzkę.
Gdy
jego tors zetknął się z moimi plecami poczułam silne dreszcze. Przeklinałam
samą siebie, że było mi tak dobrze, iż mogłam teraz zginąć. Przecież ja mogłam
teraz zginąć! Ciepły, przyśpieszony oddech znalazł się przy moim uchu. Nie wiem
skąd, ale wiedziałam, że ta osoba przeżywa to samo co ja.
Gwałtowanie
odwrócona i rzucona brutalnie na ścianę jęknęłam rozchylając wargi. Ostrze
znikło, a mój oprawca zaczął mnie łapczywie całować. Nie wiedzieć dlaczego,
podobało mi się to i jeszcze mocniej przyległam do niego. Krzyk Meredith
obudził nas z tego stanu zapomnienia. Oddalił się ode mnie dysząc.
Nadjeżdżający samochód oświetlił jego twarz zanim zniknął.
***
Matematyka.
Pierwszy raz byłam tak rozkojarzona na lekcji. Wciąż czułam na sobie wzrok tego
nowego… Wiedziałam dlaczego. Słyszałam jego myśli, ale nie powiedziałam o tym
nikomu. Ludzie wezmą mnie za wariatkę… Naprawdę słyszałam, jak dręczył się
pytaniem, czy pamiętam moment, gdy całowaliśmy się tak zachłannie.
Potrząsnęłam
gwałtownie głową. Elizabeth, weź się w garść, kobieto!
- … a Elizabeth będzie z Jeremim.
Mam nadzieję, że należycie zapoznasz nowego ucznia z zasadami naszej szkoły –
powiedział profesor, na co ja otworzyłam szeroko oczy. Nie, nie, czemu ja…
- Jestem pewna, że ktoś inny
poradziłby sobie lepiej z tym zadaniem – odparłam zniesmaczona.
- Śmiem wątpić, panno Merwil –
zakończył dyskusję.
Teraz
oprócz wzroku Jeremiego, czułam na sobie wzrok wszystkich zakochanych idiotek…
***
- Przed wejściem oddaj mi
wszystkie ostre sprzęty. Ja już pochowałam wszystkie noże – powiedziałam
barykadując drzwi od mojego domu przez mężczyzną.
- Mi nie ufasz? – Zbliżył się tak
blisko, że zadrżałam czując ponownie ciepło. Prowokował mnie. Albo się cofnę i
wpuszczę go do domu albo będę musiała zmierzyć się z nim twarzą w twarz. Och nie, panie Jeremy.
Nie poddam się.
- Zwłaszcza tobie. To jak? –
Skierowałam oczy do góry patrząc w jego.
- W takim razie będę musiał siłą
dostać się do środka – mruknął niby zniesmaczony, ale jego uśmiech go zdradzał.
Pochylił się w dół, a ja zręcznie przeszłam pod jego ręką uciekając za niego..
- Dobra, właź..
Kręcąc
głową wszedł do środka i czując się jak u siebie rozsiadł na kanapie.
Zrezygnowana podążyłam jego śladami.
- Ostrzegam cię. Kazałam Meredith
sprawdzać czy żyję co godzinę. Jeżeli masz zamiar zbombardować okolicę, odwołaj
to.
- Przez godzinę można zrobić
wiele ciekawszych rzeczy –uśmiechnął się prowokująco, a mi zmiękły kolana.
Niech on tego nie robi…
Przegryzając
wargę mówiłam o projekcie, ale w głowie miałam zupełne inne myśli. On też miał
inne plany, co do tego wieczoru. Na każdym kroku prowokował mnie albo wystawiał
na próbę. Stąpałam na po cienkim podłożu. Nawet nie wiem, w którym momencie
zakończyliśmy tą nudną pracę.
Siedzieliśmy
na wspólnej kanapie, a w naszych kieliszkach znajdowało się jakieś drogie wino.
Czułam, jakbyśmy byli bratnimi duszami. Rozumieliśmy się bez słów.. Może to
dlatego, że słyszałam jego myśli? Nie wiem. Miałam wrażenie, jakbym znalazła
miłość swojego życia.
- A ja znam lepszą historię. Na
pewnej, odległej planecie, zwaną Nurtz, żyła pewna ciekawa rasa. Słynęła ona z
podbijania nowych światów. Była bardzo wysoko ucywilizowana i unowocześniona.
Pewnego dnia postanowili wysłać swoje dwie najlepsze drużyny, aby one
sprawdziły, jak bardzo uzbrojona jest zmienia. Nie przewidzieli jednego, że
konflikt między nimi był tak duży, że trudno będzie go zażegnać, a zwłaszcza w
trakcie lotu na jednym statku. Alfą drużyny światła był Sean, potrafił panować
nad wodą. Natomiast alfą drużyny cieni była bardzo piękna kobieta, zwaną
Claudii, a betą był jej starszy brat bliźniak. Ona potrafiła władać ogniem,
zastępca ziemią. Wraz z całą drużyną alfy również były skłócone.
Słuchałam
jego historii z uśmiechem, a on mówił patrząc mi w oczy.
- W czasie lotu każdy miał
przejść przemianę. Coś poszło nie tak. Alfa światła stracił przytomność i było
już prawie pewne, że nie przeżyje. Jego drużyna poniżając się zwróciła się do
cieni. Claudii z wielką chęcią i determinacją oddała całą swoją siłę oraz wiarę
Seanowi. Razem przebrnęli przemianę łącząc swoje dusze na wieki. Od tego
momentu konflikt przestał istnieć, a wszystkie psikusy zostały puszczone w
niepamięć. Wszystkim spodobało się to. Prócz jednej osoby… Brata bliźniaka
Claudii – Mikelowi. Chciał na nowo podzielić cień i światło. W nocy zakradł się
do wspólnej kabiny Claudii i Seana. Wbił nóż w serce swojej siostry zabijając
ją. Sean zrozpaczony popełnił samobójstwo.
- To miała byś szczęśliwa
opowieść – mruknęłam z wyrzutem, a on uśmiechnął się.
- I jest. Sean obudził się parę godzin
po swojej śmierci. Wtedy zrozumiał. Dopóki umierali razem on się rodził, a ona
powracała co 18 lat w coraz to nowej formie.
- Fajnie byłby być ta kobietą..
Mieć pewność, że ma się na tym świecie jest mężczyzna, który szuka cię przez 18
lat – westchnęłam rozmarzona patrząc na niego.
- A co jeżeli powiem ci, że ty
jesteś Claudii, a ja Seanem? – Powiedział uśmiechając się i równocześnie
sprawdzając ją.
- To by tłumaczyło twoje
zachowanie w tej alejce – zaśmiałam się.
- To by tłumaczyło to, co teraz
zrobię.
Całował
mnie zostawiając piętna na moim ciele. Byłam jego. Rozpłynęłam się pod jego
dotykiem… Nie zwracając uwagi na
Meredith, która waliła w drzwi przeniosłam się z nim do sypialni, gdzie
spędziłam cudowną noc zasypiając dopiero nad ranem.
***
Ktoś
uderzał mnie po policzkach próbując ocucić. Otworzyłam oczy i mrugnął mi zarys
kuchni. Za chwilę widziałam wszystko. Petera, który próbował mnie obudzić i jak
zwykle badał mnie na każdy możliwy sposób. Z tyłu Jason próbował się wyrwać w
moją stronę.
- Dajcie mi do niej przejść!
Dajcie mi jej pomóc! – Wrzeszczał wyrywając się Quinnowi i Jaredowi.
- Przecież to jest Jeremy! –
Krzyknął Sebastian patrząc na tą przepychankę z boku.
- Jaki Jeremy? To Jason..
Nauczyciel z naszej szkoły. To on nas truł - powiedziała Kate stanowczym
głosem.
Ale
ja znałam prawdę. Odepchnęłam od siebie wszystkich i popędziłam do mężczyzn.
Nieświadomie pchnęłam go na ziemie i złapałam jego twarz w dłonie. Gdy
zobaczyłam znane mi oczy wpiłam się w jego usta. Dreszcz ciepła przeszył moje
ciało, ale także jego. Ponownie słyszałam jego myśli.
Pamiętasz…
Jak mogłabym zapomnieć takiego drania?
Wszyscy
stali zszokowani wpatrzeni w naszą dwójkę, która odrywając się od siebie
zaczęła się głośno śmiać. Przytuliłam się do niego i razem wstaliśmy.
Popatrzałam na niego z dołu.
- Nic ci nie jest? – Zapytałam
zaniepokojona myśląc o tym, jak opanował go Mikel.
- No co ty? Mi coś miało by być?
–Zaśmiał się kręcąc głową – Ale wierz mi, widząc, jak się do ciebie przystawiał
miałem ochotę przywalić samemu sobie. Przepraszam, że nic nie mogłem zrobić,
- To nie twoja wina.. Mną też
zmanipulował – uśmiechnęłam się i przytuliłam do jego klatki piersiowej.
- Ktoś mi do cholery powie, co
się tu dzieje? – Warknął Jared. Pokręciłam głową i odwróciłam się do nich
opierając się placami o mężczyznę.
- Cóż… Długo by opowiadać. Ale w
skrócie. Poznajcie Seana – uśmiechnęłam się czując jego ręce obejmujące mnie w
pasie.
__________________________________________________
Uwaga! Kto pogubił się w fabule,
to w następnym tygodniu stworzę zakładkę, gdzie wszystko do tej pory zostanie
skrócone tak na jedną stronę (jeszcze nie wiem, ile tego wyjdzie xd). Nie polecam
czytania tego osobą, które nie przeczytały 21 ;).
Ach no i bym zapomniała (znowu). Kto chce być informowany o rozdziałach niech da znać tutaj, pod tą notkę. Dziękuję za uwagę.
Klaudia.
Skomentuj i wyraź swoją opinię.