piątek, 7 grudnia 2012

Rozdział 15


- Nie, nie ma mowy! -  Usłyszałam głos Jareda. – Kpiny sobie robisz, czy co?
- Wyobraź to sobie… W końcu nie musiałbyś przejmować się, czy wrócę do domu. Przestałabym być twoim zmartwieniem – przekonywałam. – Czyż to nie cudownie?!
- Nie. Ty nie wiesz, jaki tam panuje rygor. Nie dasz sobie rady. Poza tym i tak zabraknie na ciebie miejsca. Musiałabyś ich czymś zaskoczyć, a jak sama wiesz, na nic twoje próby.
- Zawsze można spróbować… - uśmiechnęłam się do niego prosząc, jak mały szczeniak. Gdy zaczął się śmiać tupnęłam nogą i obrażona skrzyżowałam ręce na piersi. – Trudno. Jeżeli ty mnie nie popierasz, sama dam sobie radę. Znajdę ich tajną siedzibę i wcale nie musisz potwierdzać prawdziwości moich słów. Przekonam ich.
W odpowiedzi na moje słowa zaczął się śmiać jeszcze donośniej. Moją ostatnią deską ratunku był, nie kto inny, jak:
- Peter!
            Zjawił się koło mnie w oka mgnieniu. Podał mi szklankę z mrożoną czekoladą. Od razu upiłam łyka i podziękowałam mu za ten prezent skinięciem głowy oraz czarującym uśmiechem.
- Czemu zawsze, jak się kłócicie, musicie wołać mnie? – Zapytał ze znudzeniem, ale jego mimika twarzy zdradzała ciekawość doktora.
- Bo ty zawsze wszystko wiesz i jesteś bardzo mądry… - powiedziałam z uśmiechem oblizując usta.
- Nie podlizuj się – powiedział Jery wyraźnie niezadowolony z faktu włączenia do dyskusji przyjaciela.
- Więc, co to za sprawa?
- Chodzi o Szkołę Siedmiu Smoków… Wiem, strasznie ciężko będzie mi się tam dostać. Jednak gdyby tylko się udało w końcu mogłabym się wszystkiego dowiedzieć… - mówiłam wręcz błagalnym głosem. Nie mogłam zmarnować mojej ostatniej szansy.
- To wcale nie jest taki zły pomysł – powiedział po dłuższym zastanowieniu się.
- Nie, to jest fatalny pomysł! – Oburzył się Jared.
- Czego ty się tak boisz, co? Czego takiego nie mogę się dowiedzieć, że za wszelką cenę chcesz mnie powstrzymać? Co ukrywasz? – Zapytałam. Przez dłuższą chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami.
- A idź sobie gdzie chcesz i tak nie dostaniesz się.
- Czyli podpiszesz? – Zapytałam z nadzieją.
- No raczej…
            Radość po prostu rozpierała mnie. Pisnęłam i w podskokach pognałam po arkusz zgłoszeniowy. Teraz pozostała sprawa przyjęcia. Tym jednak na razie nie zamierzałam się przejmować.
- Dobrze zrobiłeś – usłyszałam za plecami głos Petera.
- Mam nadzieję, że wytrzyma. Dobrze wiesz, jak najczęściej to się kończy…
- Jest twarda, da radę.
            Ta rozmowa wydała mi się, co najmniej dziwna. Oczywiście, szkoła, do której chcę się dostać znana jest z rygoru i dyscypliny. Jednak nie rozumiem, o co im właściwie chodzi.
            Puściłam usłyszane słowa w niepamięć, nie chcąc niepotrzebnie zawracać sobie głowy. Szybko znalazłam podanie do placówki magicznej i zaniosłam je do ojca. Postanowiłam nie zaglądać, jak wypełnia dokumenty i od razu zaczęłam się pakować, bowiem z tego, co się orientowałam wynika, iż czeka nas podróż samolotem do Londynu. Nieopisane było moje zadowolenie.
            Chwile później słyszałam rozmowę Petera przez telefon.
- Tak.. Tak… Dwa… Do Londynu… Najszybciej jak się da… Biznes klasa..? Okej… Dobrze… Dziękuje…
            Przeglądając szafę zdałam sobie sprawę, że nie mam nic odpowiedniego do stolicy Anglii… Załamana wrzuciłam do plecaka jeansy, t-shirt, bluzę i zapasową parę adidasów licząc na możliwość zrobienia zakupów w jakimś markowym sklepie.
            Przebrałam się w czyste rzeczy i zaopatrzyłam się w szczoteczkę do zębów oraz grzebień. Poszłam z moim skromnym bagażem do salonu, gdzie czekał na mnie już spakowany Jery.
- Ile można czekać? – Zapytał i popatrzył na mój malutki plecak. – Tylko tyle?
- Kupię sobie coś na miejscu – zapewniłam.
            Z kpiącym wyrazem twarzy wyszedł pośpiesznie z domu. Zdążyłam pożegnać się szybko z doktorem, dziękując za wszystko i chwyciłam za wypełnione podanie. Wrzuciłam je do plecaka oraz szybko wybiegłam na dwór słysząc trąbienie samochodu. Wsiadłam i pomachałam do Petera, który – jeżeli dobrze odczytałam z ruch warg- powiedział „Powal wszystkich.” Jadąc na lotnisko przez całe miasto zwróciłam uwagę na to, iż pierwszy raz wyjeżdżam z tej rudery. Cieszyłam się, a jednocześnie obawiałam, co mnie czeka.. Podenerwowana wysiadłam na parkingu z samochodu i podeszłam do kierowcy.
- O której wylatujemy?
- Jeżeli nie będzie spóźnienia to powinniśmy za pół godziny.
            Oczywiście, nie odbyło się bez opóźnienia.. I to godzinnego! Wiem, to wcale nie tak dużo, lecz ja i tak już byłam zdenerwowana. Nerwowo podrygiwałam nogą, a co chwile piłam zimną wodę, aby przypadkiem nie stał się jakiś wypadek spowodowany moją osobą.
            Kiedy znaleźliśmy się w samolocie spięłam się jeszcze bardziej. Mój umysł plątał mi figle, pokazując różne obrazy z katastrof lotniczych.
            Dopiero, gdy znaleźliśmy się na ziemi odetchnęłam z ulgą. Nie sądziłam, że dwugodzinna podróż może być taka męcząca. Wsiadając do metra uzgodniłam z Jaredem, iż do końca dnia mogę się szlajać po sklepach, a on mnie znajdzie niezależnie gdzie będę. Otrzymałam sporą gotówkę, z czego byłam bardzo zadowolona.
Wysiadłam w centrum. Tak, jak sobie wyobrażałam, Londyn jest pięknym miastem. Bez problemu dotarłam do sklepów odzieżowych, a mój pierwszy wybór padł na najbardziej oblegany. Weszłam przepychając się przez ludzi.
            Długo włóczyłam się po różnych miejscach, aż uznałam, że taka ilość rzeczy mi starczy. Przy okazji zaopatrzyłam się w nowy starter, a stary połamałam i wyrzuciłam do kosza. Chciałam odciąć się od przeszłości, przestać ranić innych, zwłaszcza Meredith.
Usiadłam w kawiarni i zakupiłam sobie mrożoną kawę. Nie było tu tak ciepło, jak w Magic City, ale nadal musiałam panować nad sobą. Stres raczej nie był mi na rękę. Odprężyłam się i z zamkniętymi oczami popijałam zimny napój. Nie czułam upływającego czasu.
Nagle ktoś zaczął machać mi ręką przed oczami. Mimowolnie uchyliłam powieki i zauważyłam roześmianego ojca. Jednak nie to mnie zdziwiło. Wokół zrobiło już się ciemno. Musiało być, co najmniej po 21, a na pewno jeszcze później.
- Zasnęło się? Aż tak jesteś zmęczona? – Zapytał się i zaśmiał.
- Ha ha ha –powiedziałam i wstałam. Złapałam za torby. – Gdzie teraz?
- Do hotelu. Jak widać, musisz odpocząć. Jutro dla ciebie ważny dzień, ale mi nie będzie przeszkadzało, jakbyś zawaliła.
- Pff… Chciałbyś – prychnęłam.
            Jak powiedział, tak zrobiliśmy. W ciągu dziesięciu minut znaleźliśmy się w hotelu z sypialnią i salonem. Oczywiście, tylko ja będę spała, więc nie potrzeba było nam nic więcej. Odświeżyłam się i położyłam w miękkiej pościeli. Długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na drugi bok… Żadnych rezultatów. Było mi zbyt gorąco. Parę razy wstawałam, by napić się czegoś zimnego i na powrót się męczyłam. W końcu jednak poddałam się objęciom Morfeusza.

***

- Wstawaj śpiochu! Czas goni nas. No chyba, że jednak…
- No przecież wstaje! – Przerwałam mu i usiadłam zmęczona na łóżku. Potarłam oczy i zrozumiałam, gdzie jestem. Serce zaczęło mi bić szybciej, zdenerwowanie znowu wzięło nade mną kontrolę.
            Pośpiesznymi ruchami szykowałam się do dzisiejszej kwalifikacji. Wzięłam prysznic i uczesałam świeżo wysuszone włosy w schludny kucyk. Ubrałam się w zwykłe jeansy i bluzę. Miałam zapakować do torby krótkie spodenki i t-shirt, lecz znalazłam na krześle w sypialni strój sportowy. Wyglądał, jak dla tych panienek, co tańczą na lodzie.
            Śmiejąc się poszłam do Jareda.
- Dobry żart.
- Wiem, udał mi się, nie? – Uśmiechnął się, a następnie rzucił inne ubranie. – W to musisz się ubrać.
            Rzuciłam różowy strój na kanapę i złapałam czarny. Wolałam nie patrzeć na niego teraz i nie przerazić się przed czasem. Wpakowałam go do plecaka i odetchnęłam kilka razy. Wzięłam z zamrażalki dwie butelki wody, aby nie kusić losu.
            Jared widząc, że jestem gotowa wyszedł z hotelu. Podążyłam za nim. Nie wiedziałam, dokąd zmierzamy. Nie byłam w tej części miasta. Nagle zatrzymał się przed jakimś murem.
- Dalej idziesz sama.
- Żartujesz? – Zaśmiałam się nerwowo. Mam przejść przez ścianę?
- Nie, chyba, że potrafisz – uśmiechnął się. Podszedł do ściany i kopnął ją. Studzienka obok okręciła się wokół własnej osi i otworzyła. – Powodzenia.
- Nie dziękuje.
            Powoli zbliżyłam się do otworu i nie patrząc na nic wskoczyłam. Dzięki swojej jeszcze nieopanowanej zdolności latania, zatrzymałam się w powietrzu tuż na ziemią, a potem spadłam na stopy. Zadowolona z takiego obrotu sprawy ruszyłam przed siebie. Na ścianach tunelu, co dwa metry pozapalane były pochodnie, raz z jednej, raz z drugiej strony.
            Sięgnęłam do plecaka po zimną wodę i od razu wypiłam pół butelki. Odetchnęłam z ulgą czując zimno rozchodzące się po moim ciele. Kawałek dalej zobaczyłam małe okienko w ścianie. Nad nim widniał podświetlany napis: „Rejestracja”. Podeszłam do niego i rozglądnęłam się w poszukiwaniu jakiejś osoby. Odskoczyłam jak oparzona, gdy przed oczami pojawiła mi się twarz elfa.
- W czym mogę pomóc? – Zapytał skrzeczącym głosem.
- Ja… ja.. Chciałabym zgłosić podanie do Szkoły Siedmiu Smoków – powiedziałam i wyciągnęłam z plecaka pogniecioną kartkę papieru. Podałam ją przez malutką szparkę w ladzie.
- Prosto i drugie drzwi na prawo. Od wejścia do szatni masz pięć minut, by stawić się na hali – powiedział i odszedł.
            Trochę skołowana szybkim krokiem dotarłam do wyznaczonego miejsca. Dosłownie wbiegłam do środka i zaczęłam zrzucać z siebie ubranie. W ciągu trzech minut wcisnęłam na siebie strój i łapiąc napoczętą butelkę wody ruszyłam do hali. 11 sekund przed końcem czasu stałam wyprostowana na środku pomieszczona, a przede mną na trybunach siedziały dwie osoby. Kobieta była na pewno wampirem. Jednak mężczyzna… To już inna sprawa. Człowiekiem nie mógł być. Zbyt mocno przystojny i bez żadnych wad.
- Skończysz wreszcie się nam przyglądać, czy coś nam pokażesz?! – Wrzasnęła wampirzyca.
- Ale ja nie wiem co! – Odkrzyknęłam. Jak to już zwykle mam w zwyczaju, odpłaciłam się tym samym, co ona mi. Coś za coś, maleńka.
- To, po co tu przyszłaś?!
- Myślałam, że szkoła ma uczyć, a nie wymagać już wytrenowanych podopiecznych. Co to za placówka, która nie potrafi przekazać należytej wiedzy?! – Odkrzyknęłam z wysoko podniesionym podbródkiem.
Egzaminatorzy zaczęli szeptem wymieniać jakieś zdanie między sobą. Zrobili to tak, że nie mogłam ich usłyszeć, nawet, gdy wytężyłam słuch. Nagle odwrócili się w moją stronę, a kobieta zmierzyła wzrokiem. Zaczęła przeglądać moje podanie.
- Jesteś adoptowana przez… starszyznę, tak?!
- Nie, jestem rodzoną córką czarownicy i wampira. Nigdy nie byłam adoptowana! – Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, a raczej wykrzyczałam.
- Kłamiesz. Gdyby tak było, chociaż w to wątpię, potrafiłabyś coś nam tutaj zaprezentować!
- Dwa miesiące temu ktoś wymazał mi wszelką pamięć. Dodatkowo przemianę przeszłam zaledwie przedwczoraj. Nie potrafię kontrolować swoich zdolności! – Powiedziałam i napiłam się wody, a wampirzyca pojawiła się przede mną. Wyrwała mi z ręki butelkę i cisnęła w kąt pokoju. Następnie odsunęła się ode mnie na dwa metry.
- Nie pozwoliłam ci się napić!
- Nie pytałam o pozwolenie!
- Jak chcesz się dostać do tej szkoły, skoro twoje umiejętności są pod poziomem 0?!
- Myślałam… - chciałam odpowiedzieć jej, ale mi przerwała. Gdybym miała wodę musiałabym w tym momencie wypić z cztery litry, albo od razu zamknąć się w zamrażalce.
- Ty w ogóle dziecko myślisz?! Tu nie robimy wyjątków! Tu potrzebujemy zdolne osoby, które coś wiedzą! A ty?! Ty jesteś do niczego, na nic cię nie stać! Nic nie potrafisz i jeszcze straciłaś pamięć! Ojciec chce się ciebie gdzieś pozbyć, a przyjaciele.. Pff… Jacy przyjaciele?! Jesteś słaba! Nikt cię nie kocha i nie potrzebuje! Zbędne ogniwo!
- Proszę to odwołać – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Czułam paznokcie, które wbijały mi się w skórę. Próbowałam za wszelką cenę zapanować nad żywiołem, który chciał wydostać się na zewnątrz.
- Nigdy! To czysta prawda. Sprawiasz wszystkim kłopoty! Powinnaś już dawno nie żyć!
            Słysząc te słowa nie mogłam zapanować nad sobą. Jedyną rzeczą, jaką poczułam to nagła ulga i to wystarczyło, bym zrozumiała, co się stało. Moje dłonie pokrył niebezpieczny ogień, nad którym nawet ja nie potrafiłam zapanować.
            Nie myśląc zbyt wiele zaczęłam kierować się w stronę wampirzycy. Jej zdziwiona mina mówiła sama za siebie. Spojrzeniem, jakie w nią wbiłam, cisnęłam w jej stronę błyskawice. Dosłownie w czasie, kiedy mrugnęłam, pojawił się przy mnie mężczyzna. Położył swoje ręce na moich barkach i zmusił, bym zaczęła się patrzeć na niego.
- Słuchaj, spokojnie… - jego głos był aksamitnie miękki. – Wiem, że potrafisz nad tym zapanować. Wycisz się i skup…
            Wsłuchałam się w słowa, które wypowiadał. Ma racje, umiem to zrobić. Przynajmniej mam taką nadzieję. Zamknęłam oczy i skupiłam się na przyjemnych rzeczach. Powoli, ale w końcu moje ręce wróciły do normalnej postaci. Jednocześnie poczułam pod stopami podłogę i dopiero teraz zrozumiałam, iż unosiłam się nad nią.
            Otworzyłam oczy i zadowolona z wyniku mojej pracy, podeszłam po wodę. Piłam ją oraz rozkoszowałam się chłodem. Po wypiciu całej butelki zrozumiałam, że to uczucie nie jest tak samo niesamowite, jak wtedy, gdy płoniesz.
            Odwróciłam się na pięcie i idąc boso przez parkiet, zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Nie miałam już tu, czego szukać. Gdy doszłam do drzwi, a wtedy usłyszałam za sobą:
- A ty gdzie?! – Głos wampirzycy rozniósł się echem po hali. Odwróciłam się i wróciłam tak, by móc stanąć idealnie przed nimi.
- Jestem tak beznadziejna, że pewnie się zabić – powtórzyłam jej słowa, a ona się zaśmiała.
- Po tym, co pokazałaś, myślisz, że cię stąd wypuszczę? Zostałaś przyjęta – uśmiechnęła się.
- Co takiego?! – Powiedziałam z otwartą buzią. – Myślałam, że mnie nienawidzicie, zwłaszcza po tym, co odwaliłam.
- Musieliśmy w jakiś sposób zmusić cię do pokazania, chociaż odrobinę zdolności. Zwykle osoby poproszone o to, wykonują polecenie. Ciebie jednak trzeba było sprowokować – powiedział mężczyzna.

- Wypadło na mnie. Nie gniewaj się – powiedziała. – Nie spodziewałam się takiej rzeczy, a wierz mi, wiele widziałam. Teraz cię nie wypuszczę, dopóty nie dowiem się, co jeszcze ukrywasz. Twoje podanie zostało rozpatrzone pozytywnie.
- Dziękuje! – Pisnęłam zadowolona.
- Zostaniesz zaprowadzona do ośrodka, a tam przydzielony pokój. Lekcje rozpoczynają się jutro. Masz szczęście, iż zgłosiłaś się dzisiaj, lecz następnym razem nie kandyduj na ostatnią chwilę.
- Oczywiście – odparłam i ponownie podziękowałam.
            Uprzejmy i bardzo rozmowny strażnik wskazał mi drogę. Dodatkowo zgodził się towarzyszyć mi w wędrówce przez kręte korytarze. Najważniejszy punkt dnia został odznaczony. Najgorszą i jednocześnie najtrudniejszą rzeczą, będzie odnalezienie się w całkiem nowej sytuacji, z nowymi ludźmi

__________________________________

Witam :**. Tym razem tutaj króciutko. Jak zwykle nie jestem zadowolona z rozdziału, ale mam nadzieję, że nie jest tak bardzo beznadziejny, jak mi się wydaje o.O

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Pozdrawiam Kalab17

5 komentarzy:

  1. Ciekawie, ciekawie.
    Chciałam zwrócić Twoją uwagę na jedną rzecz, a mianowicie powtórzenia. Dużo ich, Próbuj zastępować wyrazy ich bliskoznacznymi odpowiednikami.
    Zapraszam do mnie: http://welcometofantasyworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. dlaczego nie jesteś zadowolona? mi tam się strasznie podoba. taka totalna zmiana teraz będzie, z prawie normalnego świata na całkiem nienormalny, magiczny, podziemny i mroczny. łaaaa, kocham!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :) przepraszam że tyle czasu nie komentowałam ale byłam strasznie zajęta nauką :/ nie znoszę szkoły.. i teraz jeszcze Święta Bożego Narodzenia.. znowu trzeba się wysilać przy sprzątaniu i gotowaniu a po kilku dniach już tego nie widać :P No ale cóż.
    Przejdę teraz dro rozdziały bo był na prawdę baaardzo wciągający :)Cieszy mnie, ze Elizabeth dostała się do Szkoły Siedmiu Smoków :) Na początku myślałam, że jej nie przyjmą bo ci egzaminatorzy tacy dziwni byli :P No ale fajnie, że sprawa ułożyła się na jej korzyść :)
    Aaaa teraz :D Chciałabym Ci życzyć spokojnych świat spędzonych w gronie rodzinnym, dużo uśmiechu i szczęścia, oczywiście spełnienia marzeń i szalonego Sylwestra :)
    Pozdrawiam i dziękuję za uwagę :)
    wieczni.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej kochana :* Zapraszam do mnie na nowy 23 rozdział pt: "Musisz podjąć dobrą decyzję" :) Mam nadzieję, że spodoba Ci się to co napisałam :)
    wieczni.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. no no, bardzo fajnie piszesz :D nic dodać nic ująć w sumie :x

    OdpowiedzUsuń