Dzisiaj miałam się spotkać z
Meredith i Sebastianem, co raczej nie było mi na rękę. Sama się jeszcze nie
przyzwyczaiłam do nowego wyglądu i nie chciałam chwalić się nim całemu światu.
Przeglądając się w lustrze doszłam do wniosku, iż nikt nie uwierzyłby, że to
ja. Gdybym tylko przedstawiła się, jako inna dziewczyna, uwierzyliby.
Pomyślałam, iż w późniejszym czasie zapiszę się do szkoły pod nowym nazwiskiem.
Z początku chciałam ubrać perukę na
dzisiejsze spotkanie, ale zdałam sobie sprawę, że nic to nie da, prócz zakrycia
czerwonych kudłów. Jednak propozycja była aż nadto kusząca. Tylko, co by mi to
dało? Jedynie oszukiwałabym przyjaciółkę, czego chciałam uniknąć. Ostatecznie
zdecydowałam się na uwiązanie loków na czubku głowy, co wyszło fatalnie.
Zostawiłam włosy w obecnym nieładzie nie mogąc się z nimi uporać.
Mimo wszystkich swoich zapewnień,
dobrałam garderobę tak, aby w każdym ubraniu był kaptur. Jeszcze nie zaakceptowałam
nowej twarzy i chciałam ją, chociaż trochę zakryć. Nie umalowałam się, gdyż
teraz tego kompletnie nie potrzebowałam, a tylko czułabym się niezręcznie z
tapetą na bladej cerze.
Wyszłam z domu trzydzieści minut
przed umówionym czasem spotkania. Na nogach miałam białe adidasy, a włosy i
twarz zakryłam kapturem. Tak przyszykowana ruszyłam przez tłum ludzi. Skąd oni
się tu wzięli? Przez chwilę zastanawiałam się nad tym pytaniem, a potem
uzmysłowiłam sobie, iż dzisiaj jest 19 lipca, co oznacza, że Magic City, jak co
roku organizuje dzień targu. Ludzie wystawiali wszystkie swoje niepotrzebne
rzeczy i łatwo, bez prowizji mogli je sprzedać.
Przepchałam się do pierwszej sterty
staroci, jakie rzuciły mi się w oczy. Za stolikiem siedziała starsza pani, na
oko miała 70 lat. Grzecznie przywitałam się, czując na sobie wzrok staruszki. Przeglądałam
sterty biżuterii, wazonów i dzbanów, gdy natknęłam się na wiekową broszkę.
Przykryta była kurzem, więc palcem przetarłam ją, a wtedy zabłysła. Oniemiała
wpatrywałam się w nią dopóki ktoś nie zaczął głośno krzyczeć przy moim uchu,
coś w stylu: „ Ile za ten wazon?!”. Zamrugałam kilkakrotnie i spojrzałam na
staruszkę.
-
Ile pani chce za tą broszkę? – Zapytałam, a ona spojrzała na mnie z dziwnym
błyskiem w oczach.
-
Kochanie, kimże bym była, jakbym stawała na twojej drodze przeznaczenia? –
Zapytała. – Wybrała ciebie, weź ją sobie za darmo i niech chroni cię przed
całym złem tego świata.
-
Przepraszam, ale nie mogę jej przyjąć – powiedziałam zgodnie z prawdą. –
Miałabym zbyt duże wyrzuty sumienia, gdybym za nią nie zapłaciła.
- Matka
dobrze cię wychowała – powiedziała.
Te słowa doszły do mnie z
opóźnieniem, a nogi się pode mną ugięły. Kim ona była? Skąd znała moją matkę?
Chciałam się o to jej zapytać, ale nie zauważyłam jej przy stoliku. Za to
widziałam oddalającą się postać kobiety. Nie myśląc długo zaczęłam biec za nią,
dziękując za to, iż ubrałam buty idealne do pościgu. Nie zważając ma kałuże i
błoto coraz bardziej zbliżałam się do staruszki. Załapałam ją za ramię
powodując, że musiała się zatrzymać. Stanęłam przed nią, a ona tylko
powiedziała:
-
Uważaj na tych, którym ufasz. Każdy coś ukrywa, a niektóry tajemnice są warte
ceny, jaką musisz zapłacić, by je odkryć.
Nagle w mojej ręce pojawiła się
broszka, którą przed chwilą zostawiłam na stoliku, a kobieta zniknęła. Tak, po
prostu zniknęła. Rozejrzałam się nerwowo, ale nikogo nie dostrzegałam.
Zacisnęłam mocniej pięść, a biżuteria przyjemnie wbiła mi się w dłoń. Schowałam
ją do kieszeni i skierowałam się w stronę, gdzie miałam się spotkać z parą
przyjaciół. Było to pod ratuszem, w miejscu, gdzie nie znajdowało się tyle
ludzi. Szybko w tłumie wypatrzyłam dwie sylwetki połączone w żelaznym uścisku.
Na początku chciałam przeczekać ten moment czułości z ich strony. Jednak, gdy
zauważyłam mokre ślady na policzkach Meredith nie mogłam dłużej ustać w
miejscu.
Podenerwowana, prawie biegiem ruszyłam do nich.
Stanęłam obok nich, a świat jakby się zatrzymał. Nie, wszystko się wokół mnie
zastygło w bezruchu, a gdy chciałam dotknąć jej ramienia, to moja ręka również.
Rozejrzałam się i zobaczyłam, że nikt się nie rusza, a ja jestem jedyną żywą
osobą w tym wszystkim. Potrząsnęłam gwałtownie głową i zobaczyłam ruch w tłumie
posągów. Patrząc w tym miejscu nie dostrzegłam nic więcej. Nagle prze moim uchu
rozległ się szept.
-
Pamiętasz jeszcze o mnie? – Usłyszałam głos Mikela. – Ja o tobie nigdy nie
zapomniałem i nigdy nie zapomnę.
Gwałtownie odwróciłam się do tyłu, ale nikogo nie
zauważyłam. Zdawało się, że głos roznosił się tylko w mojej głowie.
-
Nie łódź się. To, że przeszłaś przemianę nic nie znaczy – dosłyszałam. – Nadal
jesteś słaba… Bardzo słaba. Nawet nie potrafisz mnie dostrzec. Wiecznie
będziesz za słaba.
-
Skoro jestem tak słaba, to dlaczego się nie pokażesz i mnie nie zabijesz?! –
Krzyknęłam, a mój głos odbił się echem od ścian. Miałam wrażenie, jakbym
znajdowała się w pustym pomieszczeniu bez mebli.
-
Wystarczy to, że narażasz swoich przyjaciół. Tak postępują tylko głupcy… -
zamknęłam oczy chcąc pozbyć się tego głosu. Mówił prawdę. Tą, którą chciałam
zataić. – Myślisz, że przywitają cię z otwartymi ramionami?! Przez ciebie mają
mnóstwo problemów. Zabawmy się w zgaduj zgadula… Jak myślisz, dlaczego ta twoja
przyjaciółeczka płacze?
-
Właśnie miałam zamiar się dowiedzieć – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-
I spowodować kolejną falę płaczu… Mądre. Czemu ty nie myślisz? Wszystko przez
ciebie. To właśnie, dlatego czuje taki żal w sercu. W końcu uwolniła się od
problemu nawiedzania, a wraz z tobą to nastanie ponownie. Kochana, przynosisz
nieszczęście.
Powiedział wszystko to, co kryło się
w mojej podświadomości. Próbowałam schować te wyrzuty sumienia, ale jego odbijające
się echem słowa przywróciły wszystko ponownie. Ukryłam twarz w dłoniach i nagle
z powrotem doszły mnie odgłosy życia na ulicy. Szybko się pozbierałam niechcący
zwalając kaptur z głowy. Nie przejęłam się tym, gdyż wpatrywałam się w płaczącą
Meredith. Po chwili oboje się na mnie popatrzyli, a ja nie wiedząc, co
odpowiedzieć wypowiedziałam swoim nowym głosem:
-
Jak mogę dojść na ulicę Fabryczną?
Wytłumaczyli mi dobrze znaną drogę,
a ja ruszyłam według wskazówek. Uwierzyli mi… Niby powinno to być oczywiste z
czerwonymi włosami i kompletnie inną posturą…
Westchnęłam ciężko i gdy tylko
zniknęłam z widoku, bocznymi uliczkami poszłam do swojego domu. Ostatni raz,
gdy tam byłam, to… Cholera, nie pamiętam! Znaczy kojarzę to, jak przez mgłę.
Wspomnienia zamazują mi się przed oczami. Wszystko mi się miesza.
Wchodząc do domu nawet nie zdziwiłam
się, że drzwi są otwarte. Długi czas już tu nie byłam. W powietrzu unosił się
zapach stęchlizny i kurzu. Wszystkie meble zostały przewrócone, a rzeczy, które
na nich stały albo potłuczone, albo pęknięte i – w przypadku książek – podarte.
Stanęłam przez chwilę w miejscu, gdzie kiedyś było spokojnie, oraz przede
wszystkim czysto. Westchnęłam. Zaczęłam stąpać po szkle i różnych rzeczach,
które niemiłosiernie głośno skrzypiały pod moim ciężarem.
Odgarnęłam odłamki z podłogi i
usiadłam na niej opierając się plecami o pociętą kanapę. Ktoś się bardzo
napracował, aby to wszystko zniszczyć. Oczywiście, moje podejrzenie padło na
Mikela, bo, na kogo innego? Tylko on miał powody, aby niszczyć wszystko,
dosłownie wszystko. W tym domu nie było nawet jednej ocalałej rzeczy. Oparłam
głowę o materiał i spróbowałam wyciszyć myśli. Wyrównałam oddech i powoli zaczął
opanowywać mnie nienaturalny spokój. Moją głowę nie zaprzątały już
nierozwiązane sprawy. Co było raczej dziwne, ale wpadłam w tak błogi stan, iż
miałam wrażenie, że śpię. Jednak nie mogła to być prawda, gdyż nadal miałam
otwarty umysł i myślałam logicznie. Po pewnym czasie odpuściłam sobie
rozkoszowaniem się tym stanem i otworzyłam oczy. Jakie było moje zdziwienie, gdy nie widziałam już wokół
siebie wielkiego burdelu w moim byłym domu. Znajdowałam się natomiast w czarnym
lesie oparta o spróchniałe drzewo. Wstałam i wytrzepałam się z ziemi.
Rozglądnęłam się poszukując czegoś znanego w borze. Nic z tego nie wyszło, gdyż
każde drzewo różniło się tylko zdrowotnością… Po prostu nic szczególnego nie
mogłam wyróżnić. Nie myśląc długo ruszyłam przed siebie licząc, że znajdę
jakąkolwiek drogę wyjścia.
Po dłuższym błąkaniu się po lesie,
niecierpliwiąc się zaczęłam biec przed siebie, ile sił w nogach. Dziękując Bogu
zobaczyłam pomiędzy drzewami światło bijące dziwnym, szarym blaskiem. Dlaczego
dziwnym? Ponieważ, jak dobrze pamiętam dzisiaj świeciło piękne słońce, a niebo
było bezchmurne… Więc jakim cudem teraz jest szare, jakby straciło swój blask?
Wyszłam wprost w gęstą mgłę, a wraz
z nią pojawił się nagły spadek temperatury. Nie widziałam nic. Odwróciłam się i
ujrzałam, że las również spowiła biała kurtyna. Nie pozostało mi nic innego,
niż dalej wędrować.
Po około dwugodzinnej wędrówce
zmęczona i padnięta ujrzałam jakiś kształt rozciągający się przede mną.
Zwolniłam jeszcze bardziej obawiając się, iż może to jakaś pułapka… Wiem, wiem,
po prostu panikowałam, ale mogę się założyć, że wy również walając się samemu
po lesie bylibyście wystraszeni.
Zmarznięta podeszłam bliżej, a wtedy
okazało się, iż jest to drewniana chata z malutkimi oknami. Cały strach opuścił
mnie tak szybko, jak przybył i lekkomyślnie pobiegłam przed siebie, potykając
się na wystających korzeniach drzew. Nie zważając na nic po prostu otworzyłam
drzwi i wbiegłam do środka, do ciepła. Przez przypadek zbyt głośno nimi trzasnęłam…
Aż się wzdrygnęłam, gdy usłyszałam, iż ktoś schodził po schodach. Stanęłam jak
słup, bojąc się domownika.
Zobaczyłam na schodach nikogo innego
niż mężczyznę z mojego rozumu. Zmarszczyłam brwi, gdyż nie potrafiłam go ujrzeć
wyraźnie. Nadal jego postać była zamglona… To dziwne, gdyż z każdą sekundą
znajdował się bliżej mnie.
Co najśmieszniejsze i najbardziej
przerażające przeszedł koło mnie obojętnie, jakby nawet mnie nie zauważył,
mimo, iż prawie mnie potrącił!
Poszłam za nim i zobaczyłam jeszcze
inną osobę. Siedziała w kącie, wyraźnie rozluźniona, a twarz miał ukrytą w
cieniu. Nie dostrzegłam nawet mały skraweczek ciała. Gdy tylko weszłam zaczęła
się rozmowa.
-
Mamy nowy cel – powiedział mężczyzna w kapturze, a w jego głosie słychać było,
iż się uśmiecha. – Tu jest zdjęcie. Trzeba ją zabić do końca pierwszej połowy
lipca. Później już nie będzie tak łatwo.
-
Przynajmniej bym się zabawił, a nie znowu rzucasz mi proste zlecenia. Nawet się
nie spocę – odpowiedział mu z wyrzutem. – Dałbyś coś trudniejszego.
-
Jeszcze nie pora. Trzeba się tym zająć, jak najszybciej. Dziewczyna może okazać
się naprawdę silna – powiedział, a znana mi już z wcześniejszych wizji postać
zaśmiała się głośno. – Zachowuj się!
-
Soreczka, nie mogłem się powstrzymać- ponownie się zaśmiał, ale po chwili
opanował się i rozsiadł na kanapie – Gdzie są jej zdjęcia?
-
Tutaj.
Widziałam, jak podają sobie brązową
teczkę. Przypomniały mi się seriale policyjne, gdzie właśnie tak wyglądały
kartoteki policyjne.
Zrobiłam krok w przód, a podłoga
jęknęła pod moim ciężarem. Stanęłam speszona, ale mężczyźni nawet nie zwrócili
na mnie uwagę. Jakby mnie tam nie było. Coraz pewniej kierowałam się w stronę
kanapy, na której siedział jeden z nich..
Gdy tylko znalazłam się w owym
miejscu, zaglądnęłam mu przez ramię próbując zauważyć cokolwiek. Oczy mi się
stały wielkie, jak złotówki, gdy tylko zauważyłam swoje nazwisko napisane czarnym
mazakiem.
Jak chłopak zaczął wertować kartki, widziałam kolejne
informacje o mnie. Wiek, stan zdrowia – z głupim dopiskiem amnezja -, a także
różne poboczne informacje. Na samym końcu było moje zdjęcie, gdy siedziałam w
bibliotece z okularami na nosie, zaczytana w jakiejś książce i wyraźnie
rozmarzona.
Zmarszczyłam brwi ze zdziwienia, a
wtedy usłyszałam śmiech.
-
No bez przesady… To tylko zwykły kujon. Nic wielkiego z niej nie będzie –
powiedział wyraźnie rozbawiony, a ja miałam ochotę przywalić mu w tą zamazaną
buźkę.
-
Jeszcze. Każe ci ją sprzątnąć to masz to zrobić. Tylko bez jakiś numerów-
zastrzegł. – Oraz bez litości. Możesz ją nawet torturować, lecz ma nie żyć do
urodzin. Zrozumiano?
-
Jak zawsze, młody – powiedział i wstał zabierając jedynie moje zdjęcie.
Zszokowana po prostu usiadłam na
podłogę. Coś mu poszło nie tak… Żyję, przeszłam przemianę.
Z oczu pociekły mi łzy, które moczyły
moje i tak już wilgotne ubranie. Nagle w mojej głowie rozległ się głos….
Wszystko będzie dobrze, Kocie.
…dobrze znany mi głos, jeszcze długo
rozbrzmiewał echem w mojej czaszce. Na początku się zdziwiłam, a potem wydało
mi się to dziwnie naturalne. Pewna siebie powstałam i dostojnym krokiem
skierowałam się w stronę drzwi wejściowych. Gdy tylko je otworzyłam, oślepił
mnie nagły blask. Wyciągnęłam rękę chcą zasłonić promienie słoneczne, padające
wprost na moją twarz.
Kiedy tylko mój wzrok przyzwyczaił
się do jasności ujrzałam, iż leżę w swoim domu na podłodze... Zasnęłam. Znowu!
Oczywiście, moje podejrzenie padło
na wizje z przeszłości. Tylko, że jeszcze nigdy nie byłam bohaterem pobocznym,
nie miałam wpływu na swoje zachowanie. Tym razem po prostu byłam sobą. Miałam
wpływ na swoje zachowanie, jakbym naprawdę tam była.
Wstałam i otrzepałam się z zalęgłego
na mnie kurzu. Uważając na szkło poszłam do łazienki, aby, chociaż trochę
przemyć zmęczoną twarz i brudne ręce. Na wielkim lustrze, – z którego zostały
tylko kawałki – widniały litery, napisane moją starą, czerwoną szminką: „Gra się zaczęła, suko!”.
Zdenerwowana uderzyłam pięścią w
szkło, przez co rozsypało się ono na części. Niektóre kawałki wbiły mi się w
rękę. Wyciągnęłam je i spłukałam krew ciepłą wodą. Następnie dostojnym krokiem
wyszłam z niegdyś mojego domu. Z wysoko podniesionym podbródkiem skierowałam
się w stronę domu Johna, by poważnie porozmawiać z nim na temat przyszłości.
______________________________________________________
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak może zająć czas szkoła. Ostatnio jeszcze mam problemy ze zdrowiem, oraz dużo zaległości. Musiałam zostawać po szkole, a także pomagać w remoncie w domu... Za dużo tego, jak na moją głowę. Ukazuje wam rozdział 14 i mam nadzieję, iż się spodoba. Nie mam zamiaru zawieszać bloga, więc nie zrobię tego.
Mam małą prośbę... Trzymajcie za mnie kciuki w niedziele, gdyż mam zawody w ów dzień. Brr... Aż się cała trzęsę na myśl o nich :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Pozdrawiam Kalab17
Heeeej :) przepraszam, że tak późno ale jakoś nie mam weny do komentarzy.. nie lubię pisać czegoś w stylu fajny rozdział i tyle... Oczywiście rozdział był na prawdę fajny :D Strasznie ciekawi mnie kim,, czym są ci mężczyźni i oczywiście dlaczego chcą zabić naszą bohaterkę.. współczuję jej tego wszystkiego.. serio nie mogę sobie wyobrazić jak można słyszeć głosy.. oszalałabym.. i jeszcze tak kobieta od tej broszki.. Och. już nie mogę się doczekać następnego rozdziały a tak przy okazji u mnie pojawił się nowy rozdział :) Zapraszam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńwieczni.bloog.pl
Cieszę się, że nie masz zamiaru zawieszać bloga i w końcu nowy post :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem co będzie dalej. ja też już się ogarnęłam i znowu piszę.
Hej :) zapraszam serdecznie do mnie na nowy 21 rozdział pt: "Gdzie on się podziewa?" :)Mam nadzieję, że rozdział spodoba Ci się :)
OdpowiedzUsuńwieczni.bloog.pl
Zapraszam do mnie na nowy (obiecany świąteczny)22 rozdział pt."Twoja siostra umarła"
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zachęcam do czytania :*
wieczni.bloog.pl
nie mogę uwierzyć że tak się zawaliłam zaległościami! cały miesiąc mnie tu nie było!
OdpowiedzUsuńboże dziewczyno, to jest tak genialne że ja nie mogę. chciałabym pisać tak jak ty!