sobota, 6 października 2012

Rozdział 12


            Zapach spalenizny drażnił jej nozdrza. Próbowała się od niego uwolnić wtykając nos w poduszkę. Na próżno. Mimo wszelkich prób cały czas czuła dym. Przestraszyła się. Jej umysł wypełniły myśli, że coś się koło niej pali. Szybko podniosła się z łóżka i od razu pożałowała tego. Zatoczyła się od bólu w… sercu? Takie przynajmniej miała wrażenie.
            Doktor doskoczył do niej i złapał ją. Ponownie ułożył na łóżku i położył dłoń na głowie.
- Spokojnie. Leż i odpoczywaj – wyszeptał. Wymamrotał coś pod nosem i przysiadł na końcu posłania powodując, że dziewczyna uniosła się na materacu.
- Co… - zaczęła mówić i nagle przerwała zaskoczona swoim głosem. Stał się aksamitnie miękki i delikatny. Jak gdyby jego właścicielka była porcelanową lalką, tak kruchą, że od samego dotyku może się stłuc.
- Odpoczywaj. Jesteś zbyt zmęczona, żeby się teraz przemęczać – powiedział spokojnie, jakby w ogóle nie dostrzegł różnicy w jej głosie.
- Co się stało? Co się ze mną dzieje? – Zapytała wsłuchując się w dźwięk, jaki wydobywały jej usta. Mimowolnie uśmiechnęła się z wrażenia.
- Twoje urodziny zbliżają się wielkimi krokami… Zmieniasz się, a pełną przemianę zobaczymy za 18 dni – uśmiechnął się do niej, a spokój w nim ją przeraził.
- Ach, to dlatego… - powiedziała w ogóle nieświadoma tego, co powiedział doktor.
            Obudziła się, a jednak spała. Dziwne uczucie. Nie docierało do niej nic prócz bólu pod lewą piersią. Osunęła się na miękkie i ciepłe łóżko. Zawinęła się w kłębek dokładnie okrywając się kołdrą i zapadła w niekończący się sen…

***

            Obudziła się. Tak naprawdę. Wcześniejsze pobudki pamiętała, jak przez sen. Było ciężko. Dosłownie wszystko ją bolało. Syknęła i z trudem wzięła głęboki oddech. Tlen przyjemnie podrażnił jej gardło. Dzięki tak prostej czynności poczuła, że znów funkcjonuje. Co prawda z trudem, ale zawsze coś. Podpierając się na rękach usiadła i przesunęła tak, że mogła opierać się o ścianę za łóżkiem. Przez chwilę ból odebrał jej oddech. Przymknęła na wpół otwarte oczy i głośno przełknęła resztki śliny w buzi. Chciała oblizać popękane wargi, ale zdała sobie sprawę, jak bardzo jest spragniona. Suchość w gardle ją zadziwiła. Czuła się, jakby była dzieckiem, które dopiero co schowało język po uprzednim wystawieniu go przez szybę pędzącego samochodu. Wiele razy to robiła…
            Z trudem sturlała się z łóżka spadając na podłogę. Ból powrócił ze zdwojoną siłą, ale teraz liczyło się tylko to, by dostać się do kuchni po szklankę wody. Wstała i powłóczyła się do kuchni. Nalała sobie ciepłą wodę z kranu. Przełknęła płyn czując, jak przyjemnie rozgrzewa jej się ciało. Wypiła z trzy porcje, a mimo to była spragniona. Jakby nigdy nic nie piła. Co dziwne, gdyż niemożliwe jest, by aż tak długo spała.
            Czując, że długo już nie wystoi usiadła na blacie i skupiła się na otwarciu powiek. Szło jej to opornie, ale udało się. Zdziwiła się, gdyż nie zobaczyła przed sobą, jak zwykle czystej kuchni Meredith. Wokół panował totalny nieład. Pod nogami walały się śmieci, oraz ścierki. W zlewie stały zużyte naczynia, których nikt nie raczył pozmywać i pewnie tego nie zrobi. Światło w pomieszczeniu było zapalone. Dzięki temu ciemność całkowicie nie spowiła jej postaci. Ciemnobrązowe ściany nadawały pewien rytm temu wszystkiemu. To one nakazywały, by wszędzie panował mrok
            Zadrżała pod wpływem emocji związanych z tym pokojem. Rozpoznawała go. Jest to jeden z pomieszczeni domu, w którym dowiedziała się, iż Jared jest wampirem. W tej kuchni przyłapała go, jak zabijał bezbronną nastolatkę. Wzdrygnęła się na widząc przed oczami te wspomnienia.
            Nagle zdała sobie sprawę, że nie drży z przestrachu lecz z zimna. Jej ciało zdobiła gęsia skórka. Nie dziwić się. Była ubrana niezbyt grubo, a temperatura powietrza wynosiła nie więcej niż 10oC. Musiała, jak najszybciej znaleźć sobie coś ciepłego.
            Zeszła z prowizorycznego siedzenia i poszła w stronę pokoju, gdzie została powiadomiona o powiązaniach rodzinnych z wampirem. Na kanapie leżał zwinięty w kłębek koc. Ułożyła się wygodnie na niej o opatuliła materiałem. Nagle poczuła na sobie zimny oddech. Szybko otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą dwie pochylone postacie. Jednym z nich był doktor, a drugim jej ojciec. Nie przejęła się zbytnio tym widokiem. Ponownie zamknęła powieki i poczuła, że więcej razy nie da rady ich otworzyć.
            Po chwili poczuła ukłucie w rękę. Ciepło rozeszło jej się po całym ciele. Nie z powodu igły wbitej w skórę, lecz adrenaliny. Od kiedy pamięta, zawsze bała się strzykawek. Podniosła się wraz z przypływem nieznanej siły. Wyszarpnęła obce ciało z ręki i cisnęła nim o ścianę.
- Co pan sobie robi! Nie prosiłam o żaden zastrzyk! – Wrzasnęła na doktora, który przez chwilę stał zdezorientowany. Sama miała dziwne uczucie, jakby ten głos nie należał do niej.
- Spokojnie. To tylko na pobudzenie – uśmiechnął się przyjaźnie mężczyzna przez co pogłębiły mu się zmarszczki w okolicach kącików ust. Wyglądał teraz dużo starzej.
- Nie potrzebuje żadnych dopalaczy, czy innego świństwa. Sama daję sobie radę – skomentowała już troszkę spokojniej. Przymknęła oczy i zaczęła liczyć od 10 w dół próbując się uspokoić. Niestety, poskutkowało to tylko w niewielkim stopniu. Gdy ponownie otworzyła usta zdała sobie sprawę, że jej głos nadal jest taki sam, jak przy jednej z pobudek – delikatny i aż za bardzo spokojny. – Wytłumaczy mi ktoś, co się tu dzieje?
- Oczywiście – powiedział z poważną miną. Nie było mu do śmiechu.
Przysiadł na skraju kanapy i biorąc głęboki wdech zaczął mówić.
- Twoja matka była czarownicą. Zmarła jakieś pięć miesięcy temu. Po tym wydarzeniu Meredith postanowiła mnie odnaleźć…
- Czekaj, czekaj… - przerwała mu. – Co wspólnego z tym ma Meredith?
- Pozwól mi dokończyć, a później zaczniesz zadawać pytania. Na czym to… Ach, tak. Nie tak łatwo było mnie znaleźć, ale mimo to udało jej się. Zostałem wtajemniczony ogólnikowo o całym przedsięwzięciu. Przy okazji poinformowano mnie, iż ty nic o mnie nie wiesz. Twoja przyjaciółka podstępem zwabiła cię do klubu. Nie wiem czemu, ale przedstawiałaś się jako Eliza. Obserwowałem cię. Gdy tylko cię zobaczyłem od razu uwierzyłem w to, że jesteś moją córką. Porozmawiałem z tobą. Oczywiście nie wiedziałaś kim, albo czym jestem dopóty sama nie przyłapałaś mnie na gorącym uczynku. Potem wszystko ci opowiedziałem – popatrzał na nią i wyczytał z jej twarzy, iż z trudem powstrzymuje się od zadania pytań. Zaśmiał się. – Wal śmiało.
- W taki razie czemu Meredith teraz nic nie pamięta i co ona ma z tym wspólnego?
- Meredith za młodu została wskrzeszona. Zgadnij przez kogo? – Powiedział z dumą wypisaną na twarzy.
- Przez moją matkę? – Zapytała niepewnie.
- Nie głuptasie! Przez ciebie. Ukradłaś mamie księgę zaklęć i uratowałaś ją. Matka trzymała to w tajemnicy, by nikt nic u ciebie nie podejrzewał. Od tamtej pory byłyście nierozłączne i dziewczyna zyskała trochę umiejętności czarownicy. Ma słabą moc, ale zawsze coś. Dlaczego nie pamięta? Cóż nikt nie pamięta. Ktoś chce wymazać twoją przeszłość i się mocno postarał. Cztery miesiące twojego życia zostały zatuszowane. Ty nie pamiętasz wszystkiego, co związane jest z magią i innymi rzeczami nie z tego świata. Co za tym idzie, prawie całe życie. Jakimś cudem sobie wszystko przypominasz… Powinno być to niemożliwe.
- To Meredith wie o wszystkim? Dlaczego ktoś chce wymazać całe moje życie? – Na usta cisnęło jej się mnóstwo pytań, lecz bała się niektóre wypowiedzieć. Czuła, że sama musi wszystkiego się domyśleć.
- Tak, wie oprócz tych czterech miesięcy. Jednak mimo wszystko wyczuła moją wampirze naturę… Nawet nie wiedziała dlaczego, ale ufała mi na tyle, iż pozwoliła przybywać w swoim domu i dodatkowo nie miała nic przeciwko, abym cię tu zabrał. Przypomnieć sobie może dopiero wtedy, gdy osoba, która wymazała tym wszystkim ludziom pamięć zechce, by wszystko wróciło do normy. To musi być ktoś potężny, jak ty… - powiedział poważnie, a Elizabeth zaśmiała się gorzko.
- Dobre… Rozumiałam, jak ktoś mówił, że jestem kujonem, ale to już przesada.
- Elizabeth… Masz w sobie dwie potężne natury. Taka krzyżówka oznacza tylko jedno, że jesteś silna i potrafisz wiele. Zresztą widziałem już w połowie pokaz twoich mocy. Wiedz jedno to bardzo zaawansowana magia. Ktoś może zechcieć to wykorzystać.
- Skoro jestem na pół wampirem to… - zacięła się, gdyż nie wiedziała, jak może ubrać w słowa swoje słowa.
- Nie, nie musisz pić krwi i zabijać. Jednak jesteś nieśmiertelna – potwierdził jej przypuszczenia. – Potrafisz się szybko uleczyć, a starzeć się przestaniesz, gdy skończysz 18 lat. Dlatego teraz zaczynasz się zmienić.
- W takim razie zostało mi tylko 18 dni do końca dojrzewania? – Zapytała z szeroko otwartymi oczami.
- Nie, zostało 14 dni – wtrącił się doktor i spojrzał na zegarek, który wskazywał 20:20. – A teraz już tylko 13. Urodziłaś się dokładnie o tej godzinie i dlatego o takiej samej porze zakończy się przemiana.
            Westchnęła ciężko. Już wiedziała, dlaczego głos stał się kompletnie inny, a także dlaczego jej ruchy bardziej kobiece. Zaczęła stąpać z gracją i dumą, co było tylko złudne, gdyż ona sama nigdy tak nie chodziła. Nagle ból zaczął powoli przybierać na sile, przez co nie potrafiła już go ignorować. Położyła się na łóżko, a ręce przyłożyła do serca.
- Czy to też część przemiany? – Wychrypiała ciężko.
- Nie… - doktor z blondynem wymienili ze sobą spojrzenia. Nie wiedzieli, czy mogą zdradzić jej aż tyle szczegółów. Zdecydowali się, że na razie będą milczeć. – To kompletna inna historia. Spokojnie, wszystko sobie przypomnisz.
            Zrezygnowała z zadawania pytań i głęboko oddychając zaczęła kierować się do łazienki. Wierzyła, że ciepły prysznic przywróci jej siły na dalsze działanie. Rozebrała się i weszła do kabiny. Uśmiechnęła się, gdy gorąca woda obmyła jej twarz. Poczuła się wolna. Na chwilę przestała myśleć o wszystkim. Trwałaby tak wieczność, gdyby zimna wola nie zaczęła obmywać jej ciała. Szybko zakręciła wodę i owinęła się białym ręcznikiem. Wyszła z kabiny lekko dygocząc z zimna. Podeszła do lustra, które zaparowało.
            Przetarła ręką parę, która skropliła się na szkle, a za nią stał jakiś mężczyzna. Nie, nie byle jaki. To była osoba z jej snów i wizji. Przeciągnął palcem po jej szyi, a ona zadrżała pod wpływem jego dotyku. Pocałował ją w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowała się jego ręka. Od razu zrobiło jej się gorąco. Tam, gdzie jego wargi zetknęły się ze skórą zostawały niewidoczne dla oka blizny. Jego pocałunki były, jak narkotyk…. Gdy się raz spróbowało, chciało się więcej i dodatkowo zostawiały one trwałe dziury, które można zapełnić tylko kolejną ilością uzależniającej substancji. Zaśmiała się i odwróciła do niego.
- Co to się stało, że moja śpiąca królewna wstała tak szybko? – Droczyła się z nim, a uśmiech nie znikał z jej twarzy.
- Ktoś za głośno śpiewał pod prysznicem – nie pozostawał jej dłużny.
- Och, przepraszam., ale gdyby ktoś nie chrapał tak głośno w nocy, że nie dało się spać, to może nadal drzemałabym w łóżku – zaśmiała się.
            Wtem on wziął jej twarz w ręce i złożył na nich przelotny pocałunek. Zrobił jej tym na złość. Wiedział, że będzie chciała więcej. Sam to przeżywał. Jednak powstrzymał tą chęć i kiedy wspięła się na palcach, by dotknąć jego warg położył palec na jej ustach oraz pokręcił przecząco głową.
- Niee… - powiedział przedłużając ostatnią literę. – Na to trzeba sobie zasłużyć.
            Uśmiechnął się i odwrócił. Wyszedł z łazienki i zaczął biec. Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie i pobiegła za nim przytrzymując ręcznik.
            BŁYSK
            Wszelka radość wyparowała. Elizabeth znowu była łazience jeszcze bardziej zawiedziona, niż przed wspomnieniem. Przemyła zimną wodą twarz i już wiedziała, co musi zrobić. Postanowiła, iż za wszelką cenę odnajdzie tego mężczyznę. Musi to zrobić. Miała dość wiecznych pytań i niedopowiedzeń. Przebrała się szybko w rzeczy, które wyraźnie były naszykowane dla niej. Osoba przygotowująca wszystkie potrzebne rzeczy dla niej, zapomniała o szczotce, czy nawet grzebieniu do włosów. Dlatego poszła do salonu rozczesując wilgotne, brązowe loki palcami. Usiadła na kanapie wpatrując się w wampira. Powoli akceptowała jego naturę, ale nie przyswoiła informacji o tym, iż  jest jej ojcem. Jednak na razie był jedyną osobą, która pamiętała ostatnie 4 miesiące…
- Czy w moim życiu pojawił się jakiś chłopak? Wspominałam kiedyś o tym? – Zapytała bez zbędnego owijania w bawełnę. Popatrzał na nią zdziwiony otwartością pytania.
- Nie przypominam sobie… Chociaż w dniu naszego pierwszego spotkania byłaś roztrzęsiona, ale to raczej nie ma związku z żadnym mężczyzną – uśmiechnął się. – Skąd takie pytanie?
- Po prostu się zastanawiam… - powiedziała i gdy zobaczyła, że Jared czeka naprawdę westchnęła. – W moich wizjach… wspomnieniach, czy jak to nazwać pojawia się ktoś… Nie wiem, kto to jest, ale muszę się dowiedzieć.
- To by wszystko wyjaśniało… - mruknął i spojrzał na doktora, który kiwnął głową na potwierdzenie. – Rozumiem, że byliście razem blisko?
- Chyba nawet bardzo… - westchnęła. – Co by wszystko wyjaśniało? Proszę, skończcie z tymi tajemnicami i powiedzcie mi wszystko, co wiecie.
- Spokojnie… Widzisz, pamiętasz, jak przed zemdleniem zaczęłaś krwawić… Najprawdopodobniej twój ukochany jest bardzo blisko śmierci… - powiedział, a jej zabrało oddech.
Przez chwilę wpatrywała się w sylwetki, a potem jej oczy zaszkliły się. Poczuła, że nie ma sensu ukrywać łez, bo i tak nie uda się powstrzymać potoku. Za jedną kroplą, płynęły kolejne, ukazując całe jej serce na wierzchu.  Bolało, jeszcze gorzej niż wtedy, gdy ból sięgał zenitu.
- Muszę mu pomóc – wychrypiała głosem pełnym żalu.
            Nawet nie zdążyli zareagować, gdy nadal płacząc wstała i wybiegła przed drzwi. Nie miała nic zaplanowane, po prostu chciała ocalić swojego ukochanego za wszelką cenę. Łzy zastygły w jej oczach powodując mgiełkę, przez która nie widziała za dużo, co dodatkowo utrudniała noc. Wbiegła na ulicę i ostatnie, co widziała były dwa równoległe światła, oślepiające ją, a potem już tylko ciemność i niewyobrażalnie błogi stan. Idę do ciebie, mój ukochany - pomyślała i zamknęła oczy…

__________________________________

Wiecie co? Chyba nie uda mi się publikować, co tydzień... Przepraszam :(. Teraz będę dodawać, gdy tylko napiszę, a idzie mi to teraz opornie przez szkołę i brak wolnego czasu... Rozdział według mnie nudny i mizerny... Mogłam postarać się bardziej, ale starałam się napisać, jak najszybciej. Proszę o komentarze :). Krytyka mile widziana :)

CZYTASZ = KOMENTUJ

Kalab17

4 komentarze:

  1. Rozdział jak zwykle świetny, zresztą jak zawsze. Nie spodziewałam się takiej akcji. Bardzo fajna, nie powiem. Fajnie, że w końcu dodałaś nowy rozdział. Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  2. No wreszcie dodałaś :D Tak się cieszę ! Rozdział, jak zwykle świetny :) Hmm... Ten ukochany... Ona chyba zrobi wszystko, żeby mu pomóc, prawda? Trzymam kciuki :)
    Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  3. szkoda że nie wiadomo kiedy będzie następny :( ta historia mnie tak strasznie wciągnęła że po przeczytaniu nowego rozdziału autentycznie nie mogę spać bo rozmyślam. napisz mi jak wrzucisz nowy :)

    OdpowiedzUsuń