Zapach spalenizny drażnił jej
nozdrza. Próbowała się od niego uwolnić wtykając nos w poduszkę. Na próżno.
Mimo wszelkich prób cały czas czuła dym. Przestraszyła się. Jej umysł wypełniły
myśli, że coś się koło niej pali. Szybko podniosła się z łóżka i od razu
pożałowała tego. Zatoczyła się od bólu w… sercu? Takie przynajmniej miała
wrażenie.
Doktor doskoczył do niej i złapał
ją. Ponownie ułożył na łóżku i położył dłoń na głowie.
- Spokojnie.
Leż i odpoczywaj – wyszeptał. Wymamrotał coś pod nosem i przysiadł na końcu
posłania powodując, że dziewczyna uniosła się na materacu.
-
Co… - zaczęła mówić i nagle przerwała zaskoczona swoim głosem. Stał się
aksamitnie miękki i delikatny. Jak gdyby jego właścicielka była porcelanową
lalką, tak kruchą, że od samego dotyku może się stłuc.
-
Odpoczywaj. Jesteś zbyt zmęczona, żeby się teraz przemęczać – powiedział
spokojnie, jakby w ogóle nie dostrzegł różnicy w jej głosie.
-
Co się stało? Co się ze mną dzieje? – Zapytała wsłuchując się w dźwięk, jaki
wydobywały jej usta. Mimowolnie uśmiechnęła się z wrażenia.
-
Twoje urodziny zbliżają się wielkimi krokami… Zmieniasz się, a pełną przemianę
zobaczymy za 18 dni – uśmiechnął się do niej, a spokój w nim ją przeraził.
-
Ach, to dlatego… - powiedziała w ogóle nieświadoma tego, co powiedział doktor.
Obudziła się, a jednak spała. Dziwne
uczucie. Nie docierało do niej nic prócz bólu pod lewą piersią. Osunęła się na
miękkie i ciepłe łóżko. Zawinęła się w kłębek dokładnie okrywając się kołdrą i
zapadła w niekończący się sen…
***
Obudziła się. Tak naprawdę.
Wcześniejsze pobudki pamiętała, jak przez sen. Było ciężko. Dosłownie wszystko
ją bolało. Syknęła i z trudem wzięła głęboki oddech. Tlen przyjemnie podrażnił
jej gardło. Dzięki tak prostej czynności poczuła, że znów funkcjonuje. Co
prawda z trudem, ale zawsze coś. Podpierając się na rękach usiadła i przesunęła
tak, że mogła opierać się o ścianę za łóżkiem. Przez chwilę ból odebrał jej
oddech. Przymknęła na wpół otwarte oczy i głośno przełknęła resztki śliny w
buzi. Chciała oblizać popękane wargi, ale zdała sobie sprawę, jak bardzo jest
spragniona. Suchość w gardle ją zadziwiła. Czuła się, jakby była dzieckiem,
które dopiero co schowało język po uprzednim wystawieniu go przez szybę
pędzącego samochodu. Wiele razy to robiła…
Z trudem sturlała się z łóżka
spadając na podłogę. Ból powrócił ze zdwojoną siłą, ale teraz liczyło się tylko
to, by dostać się do kuchni po szklankę wody. Wstała i powłóczyła się do
kuchni. Nalała sobie ciepłą wodę z kranu. Przełknęła płyn czując, jak przyjemnie
rozgrzewa jej się ciało. Wypiła z trzy porcje, a mimo to była spragniona. Jakby
nigdy nic nie piła. Co dziwne, gdyż niemożliwe jest, by aż tak długo spała.
Czując,
że długo już nie wystoi usiadła na blacie i skupiła się na otwarciu powiek.
Szło jej to opornie, ale udało się. Zdziwiła się, gdyż nie zobaczyła przed
sobą, jak zwykle czystej kuchni Meredith. Wokół panował totalny nieład. Pod
nogami walały się śmieci, oraz ścierki. W zlewie stały zużyte naczynia, których
nikt nie raczył pozmywać i pewnie tego nie zrobi. Światło w pomieszczeniu było
zapalone. Dzięki temu ciemność całkowicie nie spowiła jej postaci.
Ciemnobrązowe ściany nadawały pewien rytm temu wszystkiemu. To one nakazywały,
by wszędzie panował mrok
Zadrżała
pod wpływem emocji związanych z tym pokojem. Rozpoznawała go. Jest to jeden z
pomieszczeni domu, w którym dowiedziała się, iż Jared jest wampirem. W tej
kuchni przyłapała go, jak zabijał bezbronną nastolatkę. Wzdrygnęła się na
widząc przed oczami te wspomnienia.
Nagle
zdała sobie sprawę, że nie drży z przestrachu lecz z zimna. Jej ciało zdobiła
gęsia skórka. Nie dziwić się. Była ubrana niezbyt grubo, a temperatura
powietrza wynosiła nie więcej niż 10oC. Musiała, jak najszybciej
znaleźć sobie coś ciepłego.
Zeszła
z prowizorycznego siedzenia i poszła w stronę pokoju, gdzie została
powiadomiona o powiązaniach rodzinnych z wampirem. Na kanapie leżał zwinięty w
kłębek koc. Ułożyła się wygodnie na niej o opatuliła materiałem. Nagle poczuła
na sobie zimny oddech. Szybko otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą dwie
pochylone postacie. Jednym z nich był doktor, a drugim jej ojciec. Nie przejęła
się zbytnio tym widokiem. Ponownie zamknęła powieki i poczuła, że więcej razy
nie da rady ich otworzyć.
Po
chwili poczuła ukłucie w rękę. Ciepło rozeszło jej się po całym ciele. Nie z
powodu igły wbitej w skórę, lecz adrenaliny. Od kiedy pamięta, zawsze bała się strzykawek.
Podniosła się wraz z przypływem nieznanej siły. Wyszarpnęła obce ciało z ręki i
cisnęła nim o ścianę.
- Co pan sobie robi! Nie prosiłam o żaden zastrzyk! –
Wrzasnęła na doktora, który przez chwilę stał zdezorientowany. Sama miała
dziwne uczucie, jakby ten głos nie należał do niej.
- Spokojnie. To tylko na pobudzenie – uśmiechnął się
przyjaźnie mężczyzna przez co pogłębiły mu się zmarszczki w okolicach kącików
ust. Wyglądał teraz dużo starzej.
- Nie potrzebuje żadnych dopalaczy, czy innego
świństwa. Sama daję sobie radę – skomentowała już troszkę spokojniej.
Przymknęła oczy i zaczęła liczyć od 10 w dół próbując się uspokoić. Niestety,
poskutkowało to tylko w niewielkim stopniu. Gdy ponownie otworzyła usta zdała
sobie sprawę, że jej głos nadal jest taki sam, jak przy jednej z pobudek –
delikatny i aż za bardzo spokojny. – Wytłumaczy mi ktoś, co się tu dzieje?
- Oczywiście – powiedział z poważną miną. Nie było mu
do śmiechu.
Przysiadł na skraju kanapy i biorąc głęboki wdech
zaczął mówić.
- Twoja matka była czarownicą. Zmarła jakieś pięć
miesięcy temu. Po tym wydarzeniu Meredith postanowiła mnie odnaleźć…
- Czekaj, czekaj… - przerwała mu. – Co wspólnego z tym
ma Meredith?
- Pozwól mi dokończyć, a później zaczniesz zadawać
pytania. Na czym to… Ach, tak. Nie tak łatwo było mnie znaleźć, ale mimo to
udało jej się. Zostałem wtajemniczony ogólnikowo o całym przedsięwzięciu. Przy
okazji poinformowano mnie, iż ty nic o mnie nie wiesz. Twoja przyjaciółka
podstępem zwabiła cię do klubu. Nie wiem czemu, ale przedstawiałaś się jako
Eliza. Obserwowałem cię. Gdy tylko cię zobaczyłem od razu uwierzyłem w to, że
jesteś moją córką. Porozmawiałem z tobą. Oczywiście nie wiedziałaś kim, albo
czym jestem dopóty sama nie przyłapałaś mnie na gorącym uczynku. Potem wszystko
ci opowiedziałem – popatrzał na nią i wyczytał z jej twarzy, iż z trudem
powstrzymuje się od zadania pytań. Zaśmiał się. – Wal śmiało.
- W taki razie czemu Meredith teraz nic nie pamięta i
co ona ma z tym wspólnego?
- Meredith za młodu została wskrzeszona. Zgadnij przez
kogo? – Powiedział z dumą wypisaną na twarzy.
- Przez moją matkę? – Zapytała niepewnie.
- Nie głuptasie! Przez ciebie. Ukradłaś mamie księgę
zaklęć i uratowałaś ją. Matka trzymała to w tajemnicy, by nikt nic u ciebie nie
podejrzewał. Od tamtej pory byłyście nierozłączne i dziewczyna zyskała trochę
umiejętności czarownicy. Ma słabą moc, ale zawsze coś. Dlaczego nie pamięta?
Cóż nikt nie pamięta. Ktoś chce wymazać twoją przeszłość i się mocno postarał.
Cztery miesiące twojego życia zostały zatuszowane. Ty nie pamiętasz
wszystkiego, co związane jest z magią i innymi rzeczami nie z tego świata. Co
za tym idzie, prawie całe życie. Jakimś cudem sobie wszystko przypominasz…
Powinno być to niemożliwe.
- To Meredith wie o wszystkim? Dlaczego ktoś chce
wymazać całe moje życie? – Na usta cisnęło jej się mnóstwo pytań, lecz bała się
niektóre wypowiedzieć. Czuła, że sama musi wszystkiego się domyśleć.
- Tak, wie oprócz tych czterech miesięcy. Jednak mimo
wszystko wyczuła moją wampirze naturę… Nawet nie wiedziała dlaczego, ale ufała
mi na tyle, iż pozwoliła przybywać w swoim domu i dodatkowo nie miała nic
przeciwko, abym cię tu zabrał. Przypomnieć sobie może dopiero wtedy, gdy osoba,
która wymazała tym wszystkim ludziom pamięć zechce, by wszystko wróciło do
normy. To musi być ktoś potężny, jak ty… - powiedział poważnie, a Elizabeth
zaśmiała się gorzko.
- Dobre… Rozumiałam, jak ktoś mówił, że jestem
kujonem, ale to już przesada.
- Elizabeth… Masz w sobie dwie potężne natury. Taka
krzyżówka oznacza tylko jedno, że jesteś silna i potrafisz wiele. Zresztą
widziałem już w połowie pokaz twoich mocy. Wiedz jedno to bardzo zaawansowana
magia. Ktoś może zechcieć to wykorzystać.
- Skoro jestem na pół wampirem to… - zacięła się, gdyż
nie wiedziała, jak może ubrać w słowa swoje słowa.
- Nie, nie musisz pić krwi i zabijać. Jednak jesteś
nieśmiertelna – potwierdził jej przypuszczenia. – Potrafisz się szybko uleczyć,
a starzeć się przestaniesz, gdy skończysz 18 lat. Dlatego teraz zaczynasz się
zmienić.
- W takim razie zostało mi tylko 18 dni do końca
dojrzewania? – Zapytała z szeroko otwartymi oczami.
- Nie, zostało 14 dni – wtrącił się doktor i spojrzał
na zegarek, który wskazywał 20:20. – A teraz już tylko 13. Urodziłaś się
dokładnie o tej godzinie i dlatego o takiej samej porze zakończy się przemiana.
Westchnęła
ciężko. Już wiedziała, dlaczego głos stał się kompletnie inny, a także dlaczego
jej ruchy bardziej kobiece. Zaczęła stąpać z gracją i dumą, co było tylko
złudne, gdyż ona sama nigdy tak nie chodziła. Nagle ból zaczął powoli przybierać
na sile, przez co nie potrafiła już go ignorować. Położyła się na łóżko, a ręce
przyłożyła do serca.
- Czy to też część przemiany? – Wychrypiała ciężko.
- Nie… - doktor z blondynem wymienili ze sobą
spojrzenia. Nie wiedzieli, czy mogą zdradzić jej aż tyle szczegółów.
Zdecydowali się, że na razie będą milczeć. – To kompletna inna historia.
Spokojnie, wszystko sobie przypomnisz.
Zrezygnowała
z zadawania pytań i głęboko oddychając zaczęła kierować się do łazienki.
Wierzyła, że ciepły prysznic przywróci jej siły na dalsze działanie. Rozebrała
się i weszła do kabiny. Uśmiechnęła się, gdy gorąca woda obmyła jej twarz.
Poczuła się wolna. Na chwilę przestała myśleć o wszystkim. Trwałaby tak
wieczność, gdyby zimna wola nie zaczęła obmywać jej ciała. Szybko zakręciła
wodę i owinęła się białym ręcznikiem. Wyszła z kabiny lekko dygocząc z zimna.
Podeszła do lustra, które zaparowało.
Przetarła
ręką parę, która skropliła się na szkle, a za nią stał jakiś mężczyzna. Nie,
nie byle jaki. To była osoba z jej snów i wizji. Przeciągnął palcem po jej
szyi, a ona zadrżała pod wpływem jego dotyku. Pocałował ją w miejscu, gdzie
przed chwilą znajdowała się jego ręka. Od razu zrobiło jej się gorąco. Tam,
gdzie jego wargi zetknęły się ze skórą zostawały niewidoczne dla oka blizny.
Jego pocałunki były, jak narkotyk…. Gdy się raz spróbowało, chciało się więcej
i dodatkowo zostawiały one trwałe dziury, które można zapełnić tylko kolejną
ilością uzależniającej substancji. Zaśmiała się i odwróciła do niego.
- Co to się stało, że moja śpiąca królewna wstała tak
szybko? – Droczyła się z nim, a uśmiech nie znikał z jej twarzy.
- Ktoś za głośno śpiewał pod prysznicem – nie
pozostawał jej dłużny.
- Och, przepraszam., ale gdyby ktoś nie chrapał tak
głośno w nocy, że nie dało się spać, to może nadal drzemałabym w łóżku –
zaśmiała się.
Wtem
on wziął jej twarz w ręce i złożył na nich przelotny pocałunek. Zrobił jej tym
na złość. Wiedział, że będzie chciała więcej. Sam to przeżywał. Jednak
powstrzymał tą chęć i kiedy wspięła się na palcach, by dotknąć jego warg
położył palec na jej ustach oraz pokręcił przecząco głową.
- Niee… - powiedział przedłużając ostatnią literę. –
Na to trzeba sobie zasłużyć.
Uśmiechnął
się i odwrócił. Wyszedł z łazienki i zaczął biec. Dziewczyna zaśmiała się
dźwięcznie i pobiegła za nim przytrzymując ręcznik.
BŁYSK
Wszelka
radość wyparowała. Elizabeth znowu była łazience jeszcze bardziej zawiedziona,
niż przed wspomnieniem. Przemyła zimną wodą twarz i już wiedziała, co musi
zrobić. Postanowiła, iż za wszelką cenę odnajdzie tego mężczyznę. Musi to
zrobić. Miała dość wiecznych pytań i niedopowiedzeń. Przebrała się szybko w
rzeczy, które wyraźnie były naszykowane dla niej. Osoba przygotowująca
wszystkie potrzebne rzeczy dla niej, zapomniała o szczotce, czy nawet
grzebieniu do włosów. Dlatego poszła do salonu rozczesując wilgotne, brązowe
loki palcami. Usiadła na kanapie wpatrując się w wampira. Powoli akceptowała
jego naturę, ale nie przyswoiła informacji o tym, iż jest jej ojcem. Jednak na razie był jedyną
osobą, która pamiętała ostatnie 4 miesiące…
- Czy w moim życiu pojawił się jakiś chłopak?
Wspominałam kiedyś o tym? – Zapytała bez zbędnego owijania w bawełnę. Popatrzał
na nią zdziwiony otwartością pytania.
- Nie przypominam sobie… Chociaż w dniu naszego
pierwszego spotkania byłaś roztrzęsiona, ale to raczej nie ma związku z żadnym
mężczyzną – uśmiechnął się. – Skąd takie pytanie?
- Po prostu się zastanawiam… - powiedziała i gdy zobaczyła,
że Jared czeka naprawdę westchnęła. – W moich wizjach… wspomnieniach, czy jak
to nazwać pojawia się ktoś… Nie wiem, kto to jest, ale muszę się dowiedzieć.
- To by wszystko wyjaśniało… - mruknął i spojrzał na
doktora, który kiwnął głową na potwierdzenie. – Rozumiem, że byliście razem
blisko?
-
Chyba nawet bardzo… - westchnęła. – Co by wszystko wyjaśniało? Proszę, skończcie
z tymi tajemnicami i powiedzcie mi wszystko, co wiecie.
-
Spokojnie… Widzisz, pamiętasz, jak przed zemdleniem zaczęłaś krwawić…
Najprawdopodobniej twój ukochany jest bardzo blisko śmierci… - powiedział, a
jej zabrało oddech.
Przez chwilę wpatrywała się w sylwetki, a potem jej
oczy zaszkliły się. Poczuła, że nie ma sensu ukrywać łez, bo i tak nie uda się
powstrzymać potoku. Za jedną kroplą, płynęły kolejne, ukazując całe jej serce
na wierzchu. Bolało, jeszcze gorzej niż
wtedy, gdy ból sięgał zenitu.
-
Muszę mu pomóc – wychrypiała głosem pełnym żalu.
Nawet nie zdążyli zareagować,
gdy nadal płacząc wstała i wybiegła przed drzwi. Nie miała nic zaplanowane, po
prostu chciała ocalić swojego ukochanego za wszelką cenę. Łzy zastygły w jej
oczach powodując mgiełkę, przez która nie widziała za dużo, co dodatkowo
utrudniała noc. Wbiegła na ulicę i ostatnie, co widziała były dwa równoległe
światła, oślepiające ją, a potem już tylko ciemność i niewyobrażalnie błogi
stan. Idę do ciebie, mój ukochany - pomyślała
i zamknęła oczy…
__________________________________
Wiecie co? Chyba nie uda mi się publikować, co tydzień... Przepraszam :(. Teraz będę dodawać, gdy tylko napiszę, a idzie mi to teraz opornie przez szkołę i brak wolnego czasu... Rozdział według mnie nudny i mizerny... Mogłam postarać się bardziej, ale starałam się napisać, jak najszybciej. Proszę o komentarze :). Krytyka mile widziana :)
CZYTASZ = KOMENTUJ
Kalab17
Rozdział jak zwykle świetny, zresztą jak zawsze. Nie spodziewałam się takiej akcji. Bardzo fajna, nie powiem. Fajnie, że w końcu dodałaś nowy rozdział. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńNo wreszcie dodałaś :D Tak się cieszę ! Rozdział, jak zwykle świetny :) Hmm... Ten ukochany... Ona chyba zrobi wszystko, żeby mu pomóc, prawda? Trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn :*
Ciekawe to...;D
OdpowiedzUsuńszkoda że nie wiadomo kiedy będzie następny :( ta historia mnie tak strasznie wciągnęła że po przeczytaniu nowego rozdziału autentycznie nie mogę spać bo rozmyślam. napisz mi jak wrzucisz nowy :)
OdpowiedzUsuń