środa, 5 września 2012

Rozdział 10



            Na dźwięk swojego imienia stanęła, jak wryta. Nie wiedziała, co ją bardziej zaskoczyło. To, że pierwszy raz dzisiaj ktoś nazwał ją tak, jak się nazywa naprawdę, czy może oszałamiająca uroda mężczyzny… Oczywiście, skrycie miała nadzieję, że będzie to ktoś przystojny, ale nawet wyobraźnia ma swoje ograniczenia. Był muskularny, ale z umiarem, dzięki czemu to go tylko upiększało. Na nogach miał jeansowe spodnie w kolorze granatowym i firmowe adidasy. Zmierzwił swoje blond włosy ręką, przez co dziewczyna zadarła głowę, by przyjrzeć się jego twarzy. Wpatrywał się w nią ciemnymi oczami, gdzie można było dojrzeć przebłyski brązu i… szkarłatu? Nie, przewidziało jej się. Po mrugnięciu cała dziwna czerwień znikła. Na twarzy był chudy i kości skroniowe można było dostrzec gołym okiem. Dzięki temu twarz miał nieludzką piękną i zadziorną. Przy tym wszystkim towarzyszyła jej dziwne przeczucie, że zna go i to bardzo dobrze.
            Porównała jego wygląd ze swoim opisem. Wszystko się zgadzało, oprócz informacji o jego domniemanym charakterze. Jak mógł być niebezpieczny, gdy od chwili, kiedy tu weszła, towarzyszyło jej wielkie uczucie beztroski? Poczuła się, jak pięciolatka w towarzystwie rodziców. Miała ochotę wyściskać nieznajomego i zacząć piszczeć z radości. Jednak dobrze widziała, że po takim wybuchu, jak nic znajdzie się w psychiatryku zakneblowana w kaftan bezpieczeństwa. Gdyby mogła, zaczęłaby mu się zwierzać z wszystkiego, co ją teraz trapi.
            Zganiła się w myślach, że pogrążyła się w zamyśleniu tak głęboko, że nawet nie zauważyła, kiedy mężczyzna zaczął machać jej ręką przed twarzą, starając się sprowadzić ją na ziemię. Zamrugała gwałtownie, a on opuścił rękę.
- Nie powinno cię tu być!- Warknął nieuprzejmie. Nie tego się spodziewała.
- W takim razie powiedz mi, gdzie powinnam?! Tylko tu mogłam cię znaleźć – odpowiedziała mu takim samym wrogim tonem, jak on jej.
- Czyżbyś sobie wszystko przypomniała? – Spytał przypatrując się jej.
- Nie, ale miałam nadzieję, że ty mi pomożesz – powiedziała. Odwróciła się do niego tyłem i złapała ręką za szkarłatną zasłonę.- Trudno. W takim razie pójdę zapytać się tamtych dwóch mężczyzn. Wydawali się bardzo uprzejmi.
- Chyba uderzyłaś się za mocno w głowę, że planujesz się zabić – złapał ją za ramiona i z łatwością odciągnął od wejścia. – Siadaj, zanim się rozmyślę.
- Dziękuje – zadowolona usiadła na kanapie tak, że gdy mężczyzna zajął swoje miejsce oddzielał ich stolik. Podniosła szklankę z alkoholem do ust. Już przechylała naczynie, by wlać sobie trunek do gardła, gdy nagle poczuła, że nic już nie trzyma w ręce. Rozejrzała się zdezorientowana i zobaczyła, że trzyma go, nie kto inny niż blondyn. – Ej!
- Siedemnastolatka, a pije. Nie ładnie – powiedział ze złośliwym uśmiechem. Gdy chciała odebrać mu swój alkohol mężczyzna wypił całą zawartość jednym haustem. Odłożył literatkę na stolik i rzucił w jej stronę chusteczkę. – I zetrzyj ten idiotyczny kolor z ust. Wyglądasz, jak dziwka.
- Sam nie wyglądasz lepiej, Jery – mruknęła zgryźliwie i pokazała mu język. Oboje wybuchli śmiechem, a kiedy zaczęła trzeć suchą chusteczką o usta stał się on jeszcze głośniejszy. Po dłuższej chwili udało jej zmyć całą szminkę. Po chwili jednak chłopak zamilkł. – Coś się stało?
- Co ty przed chwilą powiedziałaś? – Zapytał poważnie.
- To, że ubierając się jak nastolatek nie odmłodzisz się – powiedziała. – Chociaż, nie wyglądasz na…
- Na ile? – Zapytał rządny coraz więcej informacji.
- Na 958 lat – powiedziała na jednym wydechu. Na początku planowała wypowiedzieć to w formie żartu, jednak zdała sobie sprawę, że jest to prawda. Najszczersza prawda. To wszystko za sprawą kolejnego deja vu.
            Stała w jakimś pokoju. Zaglądała właśnie przez maluteńką szparę w zasłonie, przez którą mała strużka światłą słonecznego przedostawała się do pokoju. Było piękne, wiosenne popołudnie. Ona jednak siedziała w ciemnym pomieszczeniu, całkowicie pozbawionym dostępu do światła, chyba, że liczyć lampkę zapaloną w kąpie pokoju, która nie dawała wiele jasności. Powodowała tylko mały zarys postaci siedzącej na kanapie na drugim krańcu pokoju. Bojąc się spojrzeć w oczy Jaredowi, nie odwróciła wzroku od ludzi krzątających się na ulicy.
- Ile masz lat? – Spytała znienacka.
- Naprawdę sądzisz, że zniesiesz całą prawdę? – Zapytał obojętnym tonem.
- Dam radę – skłamała, gdyż mocno bała się tego, co może usłyszeć. Nie, nie była gotowa na szczerą odpowiedź.
- 958, jeżeli mam nie liczyć tych sześciu dni.
- Czym jesteś? – Próbowała opanować ton swojego głosu, by ukryć strach przed tym wszystkim. Mimowolnie warknęła na niego.
- Jestem wampirem – powiedział powoli i spokojnie uważnie ją obserwując. Widziała, na własne oczy widziała, jak zabił tą młodą dziewczynę, jak wyssał z niej wszystkie siły. Jednak mimo wszystko nie potrafiła w to uwierzyć. Popatrzała na niego, a w jej oczach pojawiły się pustka i żal.
- Czym… Znaczy kim ty dla mnie jesteś? – Zapytała, lecz odpowiedzi już nie usłyszała.
            Zobaczyła przed oczami znany błysk i poczuła wstrząsy na całym ciele. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że ktoś nią potrząsa. Leżała na kanapie, tam, gdzie wtedy, lecz to nie Jery nią potrząsał. Jakiś obcy mężczyzna trzymał ją za ramiona. Zamrugała i mimo, iż zdawał sobie sprawę, że nic jej nie jest, nadal zaciskał ręce. Nie bolało, ale krępowało ruchy. Zaczęła się szamotać, a wtedy ją puścił. Podbiegła do blondyna i ciskając błyskawicami w jego stronę zapytała:
- Kim ty dla mnie jesteś?
- Elizabeth, ja nie mogę ci tego powiedzieć.
- Gdybyś nie wezwał tego tu, to bym już to dawno wiedziała. Gadaj – warknęła.
- Ale…
- Żadnego „ale”. Co, zjesz mnie? Tak jak tamtą dziewczynę? Była młodą osobą, którą zabiłeś! Jak mogłeś odebrać jej życie? Miała przed sobą całą przyszłość… Pomyślałeś, chociaż, co czuli jej najbliżsi? Nie, ty nic nie myślałeś! Ty bezduszna kreaturo!
            Wrzasnęła, a fala gorąca zaczęła ją zalewać. Drgała ze zdenerwowania. Miała ochotę rozszarpać go na strzępy i rzucić je na pożarcie krokodylom, albo rekinom. To na pewno zabiłoby wampira. Nawet tego, co żyje prawie tysiąc lat. Poczuła rękę na swoim czole, która wydawała jej się lodowata. Usłyszała jakby z daleka jakąś dyskusje.
- Około 46oC. Zaczyna się. Trzeba ją, jak najszybciej uspokoić, albo uśpić. To drugie to bezpieczniejsze rozwiązanie.
            Po chwili zalała ją fala zmęczenia, którą chciała od siebie odpędzić. Walczyła z nią i nawet udało jej się stawić opór tajemniczej sile, lecz pozwoliła sobie ulec senności i w jednej chwili zapadła w objęcia Morfeusza.

***
            Obudziła się uczuciem, jakby spadła z łóżka. Jednak nie było to prawdą, gdyż po otwarciu oczu, leżała na miękkim materacu. Nie została przykryta kołdrą, lecz gorąco jej było na tyle, że ściągnęła z siebie bluzkę i odrzuciła ją na bok. Położyła się w samym staniku, lecz po chwili gwałtownie usiadła. Zdała sobie sprawę, że nie jest sama w pokoju. Przy łóżku, na krześle siedział Jared. Wpatrywał się w nią z podziwem. Zignorowała go, próbując nie wybuchnąć furią, lecz powoli całe zdenerwowanie zaczęło znowu ją opanowywać. Nie chodziło o krępację, gdyż nie wstydziła się, ale bardziej o wszystko, co się dowiedziała. Przynajmniej w części.
Złapała ołówek ze stolika i zaplotła włosy przytrzymując je jedynie za jego pomocą. Było jej tak gorąco, że nawet upięcie wysoko brązowych loków nie pomogło. Westchnęła ciężko, a do pokoju wpadł doktor. Przynajmniej wnioskowała, że nim był. Po pierwsze, to ta sama osoba, co przerwała jej deja vu, ale także po jego zachowaniu można było się domyślić, kim był. Podszedł do niej i przyłożył jej rękę na czole, co przyniosło kolejną fale ulgi. Jego ręka była, bowiem zimna w porównaniu do jej temperatury. Uśmiechnął się widząc, że rozkoszuje się tym ochłodzeniem.
- 40oC. Jest o niebo lepiej. Już nie przekraczasz temperatury 47o, co jest wielkim sukcesem – zabrał rękę wywołując grymas na jej twarzy. – Za chwilę przyniosę ci lód. Tylko powiedz mi, jak się czujesz?
- Jest mi bardzo gorąco, chociaż przynosi mi to swojego rodzaju ulgę. Jakby dzięki gorączce uchodziły ze mnie złe emocje. Pewnie gadam bzdury…
- Nie, nie. To bardzo interesujące – powiedział, co wydawało się prawdą. – Spróbuj się nie denerwować, ok?
- Dobra, dobra. Chociaż będzie to trudne – wskazała głową na Jareda siedzącego na krześle, który uśmiechnął się gorzko. Jednak doktor przyjął to za żart i śmiejąc się wyszedł z pokoju.
            Poczekała na doktora nerwowo wyłamując palce. Gdy tylko postać pojawiła się w drzwiach wyciągnęła rękę, a lód wylądował w jej dłoni. Zobaczyła przelotnie zdziwione spojrzenia dwóch mężczyzn. U blondyna -niedawno tak tajemniczego- w oczach malował się swego rodzaju podziw. Nie przejęła się tym i przykładając lód do czoła rozkoszowała się jego zimnem. Co dziwne, chłód przyniósł jej ulgę tylko na chwilę, lecz potem stał się to uciążliwy. Zła, cisnęła woreczkiem w kąt pokoju, przez co cała zawartość rozprysła się po podłodze. Mruknęła pod nosem jakieś przekleństwo i ponownie położyła się na łóżku. Czując na sobie spojrzenie blondyna podniosła się i warknęła:
- Czemu się ciągle na mnie patrzysz?!
- Bo jestem dumny i zaskoczony jednocześnie.
- No i co z tego? To nie znaczy jeszcze, że możesz mnie świdrować wzrokiem – oburzyła się. – I tak nie chcesz mi nic powiedzieć…
- Elizabeth, nie mogę wszystkiego ci wyjawić. Niektóre informacje owszem, a czasami musisz sama się domyślić. Mogę cię jedynie naprowadzać. Zadawać pytania, albo…
- Przerywać mi wizje. Tak, naprawdę pomagasz…
- Chciałem powiedzieć pokazywać ci różne miejsca – westchnął.- Żyję długo, ale nigdy czegoś takiego nie widziałem. Nie widziałem takich rzeczy, jakie ty robisz. Nie dziw się, że nie miałem pojęcia, co się z tobą dzieje. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, że ktoś przy mnie przypomniał sobie coś. Zwłaszcza w taki sposób, jak ty.
- Jak ja, czyli?
- Właśnie tego nie mogę ci powiedzieć. Nie mogę zdradzić tobie, co potrafisz, dopóki sama tego nie odkryjesz.
- Jak długo spałam? – Spytała wzdychając.
- Tylko dwie godziny.
- Tylko?
- Widzisz, zwykle po uśpieniu śpi się, co najmniej 8- 10 godzin. Jaki był to dla mnie szok, kiedy obudziłaś się po tak krótkim czasie.
- Ja się czuję, jakbym spała naprawdę długo... Nie mogę sobie pozwolić na spanie – spojrzała na zegarek, który wskazywał 2:38. Powinna zamilknąć, lecz nie mogła się powstrzymać od uzyskania odpowiedzi na jedno pytanie. – Kim dla mnie jesteś?
- Ubierz się – wstał i wyszedł z pokoju. Po chwili pojawił się i rzucił w jej stronę kask. Złapała go chwilę przed zetknięciem z podłogą.
- Wampir, a nie potrafi celować – mruknęła pod nosem, co wyraźnie Jery usłyszał, bo rzucił w prosto w jej głowę jakąś poduszkę, która leżała koło drzwi. Leciała ona prosto w jej twarz, lecz zdążyła ją złapać, wyciągając rękę przed siebie. Pokazała mu język i z całej siły rzuciła w niego poduszkę. Proszę, traf w głowę, traf w głowę - modliła się w myślach. Poduszka leciała tuż nad nim, lecz po chwili spadła na dół trafiając go prosto w twarz. Zaśmiała się triumfalnie, a mężczyzna odszedł lekko upokorzony.
            Ubrała bluzkę i buty, które leżały koło łóżka. Pobiegła za blondynem zostawiając kask w sypialni. Nie chciała go ubierać. Wyszli na dwór, po drodze mijając doktora, który zastrzegał ją, żeby się nie denerwowała. Posłała uśmiech w jego stronę i pomachała mu na pożegnanie. Przed drzwiami, na ulicy został zaparkowany motocykl. Stanęła lekko w szoku widząc to cacko i modląc się, by kiedykolwiek mogła go poprowadzić.
- Gdzie masz kask? – Zapytał wampir.
- Z tego, co pamiętam, został w sypialni, pod łóżkiem – uśmiechnęła się cwaniacko i podeszła do maszyny.
            Najpierw z przodu usiadł mężczyzna, a zaraz potem na motocykl wsiadła brunetka. Było jasne, że nie pozwoli jej prowadzić, lecz ona miała nadzieję dopóki nie popatrzał na nią spod byka, gdy chwilę przed zajęciem miejsc chwyciła kierownicę. Złapała za uchwyt z tyłu. Nie chciała przytulać się do blondyna. Obejmie -na jakimkolwiek pojeździe- tylko swoją miłość. To śmieszne, ale wierzyła w nią. Ruszyli z piskiem opon, czując pęd pod motocykla we włosach. Uśmiechnęła się, gdy wiatr wywołał łzawienie w oczach.
Jechali szybko, przez co krótko. Zawiodła się, gdy Jery stanął przed jakimś budynkiem. Weszli do środka zapalając światła w każdym pomieszczeniu. Żadne z nich nic jej nie mówiło, dopóty nie zatrzymali się w ostatnim. Oczy protestowały przeciwko ostremu światłu. Jednak, gdy tylko się przyzwyczaiły do jasności ukazał jej się pokój, taki sam, jak podczas deja vu. Zrobiła krok do przodu, a potem obeszła każdy kąt. Dotknęła ręką czarnych zasłon, nadal zasłoniętych i zatrzymała się przy ostatniej. Wyjrzała przez okno. To właśnie tutaj stała. Dokładnie w tym miejscu. Spojrzała na kanapę w kolorze khaki, na której usiadł Jared. W identycznej pozycji, jak wtedy. Czekał na jej ruch. Spojrzała głęboko w jego oczy i rzekła drżącym głosem:
- Kim ty dla mnie jesteś?
- Jestem twoim ojcem.

_________________________________________________

Witam :). Przepraszam, że długo nie dodawałam nowego rozdziału. Mam nadzieję, że wybaczycie. Najpierw nie miałam weny, a potem zaczął się rok szkolny... MASAKRA. Już jutro mam pierwszy test z angielskiego o.O Nie rozumiem tych nauczycieli. A jak tam u was w szkole? :). 
Dla mniej spostrzegawczych pojawiła się na blogu nowa strona tkw. " Polecam". Są to niektóre z blogów, które czytam godne uwagi. W tamtej zakładce proszę o spamowaniem gdyż chcę powiększyć moją kolekcję o parę cennych zdobyczy :).
Co do rozdziału... Cóż mógł  być lepszy, ale założę się, że nie spodziewaliście się tego ;D. Proszę o krytykę i opinię na jego temat :**. 

 Kalab17

4 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba rozdział, ciekawie piszesz czekam na następne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tatuś? o,o. Nie spodziewałam się tego. xD. Na serio. xD. Rozdział jak zwykle masakrycznie dobry! Wow! :D. Czekam na następny. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Padre, padre, padre. No cóż, muszę przyznać że tak właśnie myślałam że to będzie on. W każdym razie i tak rozdział dosyć zaskakujący i w sumie wciąż niewiele wiemy :D Podziwiam ciebie i twoją głowę, za wymyślenie czegoś takiego, może już kiedyś to pisałam, ale napisałam jeszcze raz ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ładnie piszesz <33

    OdpowiedzUsuń