Na dźwięk swojego imienia stanęła,
jak wryta. Nie wiedziała, co ją bardziej zaskoczyło. To, że pierwszy raz
dzisiaj ktoś nazwał ją tak, jak się nazywa naprawdę, czy może oszałamiająca
uroda mężczyzny… Oczywiście, skrycie miała nadzieję, że będzie to ktoś
przystojny, ale nawet wyobraźnia ma swoje ograniczenia. Był muskularny, ale z
umiarem, dzięki czemu to go tylko upiększało. Na nogach miał jeansowe spodnie w
kolorze granatowym i firmowe adidasy. Zmierzwił swoje blond włosy ręką, przez
co dziewczyna zadarła głowę, by przyjrzeć się jego twarzy. Wpatrywał się w nią
ciemnymi oczami, gdzie można było dojrzeć przebłyski brązu i… szkarłatu? Nie,
przewidziało jej się. Po mrugnięciu cała dziwna czerwień znikła. Na twarzy był
chudy i kości skroniowe można było dostrzec gołym okiem. Dzięki temu twarz miał
nieludzką piękną i zadziorną. Przy tym wszystkim towarzyszyła jej dziwne
przeczucie, że zna go i to bardzo dobrze.
Porównała jego wygląd ze swoim
opisem. Wszystko się zgadzało, oprócz informacji o jego domniemanym
charakterze. Jak mógł być niebezpieczny, gdy od chwili, kiedy tu weszła,
towarzyszyło jej wielkie uczucie beztroski? Poczuła się, jak pięciolatka w
towarzystwie rodziców. Miała ochotę wyściskać nieznajomego i zacząć piszczeć z
radości. Jednak dobrze widziała, że po takim wybuchu, jak nic znajdzie się w
psychiatryku zakneblowana w kaftan bezpieczeństwa. Gdyby mogła, zaczęłaby mu
się zwierzać z wszystkiego, co ją teraz trapi.
Zganiła się w myślach, że pogrążyła
się w zamyśleniu tak głęboko, że nawet nie zauważyła, kiedy mężczyzna zaczął
machać jej ręką przed twarzą, starając się sprowadzić ją na ziemię. Zamrugała
gwałtownie, a on opuścił rękę.
-
Nie powinno cię tu być!- Warknął nieuprzejmie. Nie tego się spodziewała.
-
W takim razie powiedz mi, gdzie powinnam?! Tylko tu mogłam cię znaleźć –
odpowiedziała mu takim samym wrogim tonem, jak on jej.
-
Czyżbyś sobie wszystko przypomniała? – Spytał przypatrując się jej.
-
Nie, ale miałam nadzieję, że ty mi pomożesz – powiedziała. Odwróciła się do
niego tyłem i złapała ręką za szkarłatną zasłonę.- Trudno. W takim razie pójdę
zapytać się tamtych dwóch mężczyzn. Wydawali się bardzo uprzejmi.
-
Chyba uderzyłaś się za mocno w głowę, że planujesz się zabić – złapał ją za
ramiona i z łatwością odciągnął od wejścia. – Siadaj, zanim się rozmyślę.
-
Dziękuje – zadowolona usiadła na kanapie tak, że gdy mężczyzna zajął swoje
miejsce oddzielał ich stolik. Podniosła szklankę z alkoholem do ust. Już
przechylała naczynie, by wlać sobie trunek do gardła, gdy nagle poczuła, że nic
już nie trzyma w ręce. Rozejrzała się zdezorientowana i zobaczyła, że trzyma go,
nie kto inny niż blondyn. – Ej!
-
Siedemnastolatka, a pije. Nie ładnie – powiedział ze złośliwym uśmiechem. Gdy
chciała odebrać mu swój alkohol mężczyzna wypił całą zawartość jednym haustem.
Odłożył literatkę na stolik i rzucił w jej stronę chusteczkę. – I zetrzyj ten
idiotyczny kolor z ust. Wyglądasz, jak dziwka.
-
Sam nie wyglądasz lepiej, Jery – mruknęła zgryźliwie i pokazała mu język. Oboje
wybuchli śmiechem, a kiedy zaczęła trzeć suchą chusteczką o usta stał się on
jeszcze głośniejszy. Po dłuższej chwili udało jej zmyć całą szminkę. Po chwili
jednak chłopak zamilkł. – Coś się stało?
-
Co ty przed chwilą powiedziałaś? – Zapytał poważnie.
-
To, że ubierając się jak nastolatek nie odmłodzisz się – powiedziała. –
Chociaż, nie wyglądasz na…
-
Na ile? – Zapytał rządny coraz więcej informacji.
-
Na 958 lat – powiedziała na jednym wydechu. Na początku planowała wypowiedzieć
to w formie żartu, jednak zdała sobie sprawę, że jest to prawda. Najszczersza
prawda. To wszystko za sprawą kolejnego deja vu.
Stała w jakimś pokoju. Zaglądała
właśnie przez maluteńką szparę w zasłonie, przez którą mała strużka światłą
słonecznego przedostawała się do pokoju. Było piękne, wiosenne popołudnie. Ona
jednak siedziała w ciemnym pomieszczeniu, całkowicie pozbawionym dostępu do
światła, chyba, że liczyć lampkę zapaloną w kąpie pokoju, która nie dawała
wiele jasności. Powodowała tylko mały zarys postaci siedzącej na kanapie na
drugim krańcu pokoju. Bojąc się spojrzeć w oczy Jaredowi, nie odwróciła wzroku
od ludzi krzątających się na ulicy.
-
Ile masz lat? – Spytała znienacka.
-
Naprawdę sądzisz, że zniesiesz całą prawdę? – Zapytał obojętnym tonem.
-
Dam radę – skłamała, gdyż mocno bała się tego, co może usłyszeć. Nie, nie była
gotowa na szczerą odpowiedź.
-
958, jeżeli mam nie liczyć tych sześciu dni.
-
Czym jesteś? – Próbowała opanować ton swojego głosu, by ukryć strach przed tym
wszystkim. Mimowolnie warknęła na niego.
-
Jestem wampirem – powiedział powoli i spokojnie uważnie ją obserwując.
Widziała, na własne oczy widziała, jak zabił tą młodą dziewczynę, jak wyssał z
niej wszystkie siły. Jednak mimo wszystko nie potrafiła w to uwierzyć.
Popatrzała na niego, a w jej oczach pojawiły się pustka i żal.
-
Czym… Znaczy kim ty dla mnie jesteś? – Zapytała, lecz odpowiedzi już nie
usłyszała.
Zobaczyła przed oczami znany błysk i
poczuła wstrząsy na całym ciele. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że ktoś
nią potrząsa. Leżała na kanapie, tam, gdzie wtedy, lecz to nie Jery nią
potrząsał. Jakiś obcy mężczyzna trzymał ją za ramiona. Zamrugała i mimo, iż
zdawał sobie sprawę, że nic jej nie jest, nadal zaciskał ręce. Nie bolało, ale krępowało
ruchy. Zaczęła się szamotać, a wtedy ją puścił. Podbiegła do blondyna i
ciskając błyskawicami w jego stronę zapytała:
-
Kim ty dla mnie jesteś?
-
Elizabeth, ja nie mogę ci tego powiedzieć.
-
Gdybyś nie wezwał tego tu, to bym już to dawno wiedziała. Gadaj – warknęła.
-
Ale…
-
Żadnego „ale”. Co, zjesz mnie? Tak jak tamtą dziewczynę? Była młodą osobą,
którą zabiłeś! Jak mogłeś odebrać jej życie? Miała przed sobą całą przyszłość… Pomyślałeś,
chociaż, co czuli jej najbliżsi? Nie, ty nic nie myślałeś! Ty bezduszna
kreaturo!
Wrzasnęła, a fala gorąca zaczęła ją
zalewać. Drgała ze zdenerwowania. Miała ochotę rozszarpać go na strzępy i
rzucić je na pożarcie krokodylom, albo rekinom. To na pewno zabiłoby wampira.
Nawet tego, co żyje prawie tysiąc lat. Poczuła rękę na swoim czole, która
wydawała jej się lodowata. Usłyszała jakby z daleka jakąś dyskusje.
-
Około 46oC. Zaczyna się. Trzeba ją, jak najszybciej uspokoić, albo
uśpić. To drugie to bezpieczniejsze rozwiązanie.
Po chwili zalała ją fala zmęczenia,
którą chciała od siebie odpędzić. Walczyła z nią i nawet udało jej się stawić
opór tajemniczej sile, lecz pozwoliła sobie ulec senności i w jednej chwili
zapadła w objęcia Morfeusza.
***
Obudziła się uczuciem, jakby spadła
z łóżka. Jednak nie było to prawdą, gdyż po otwarciu oczu, leżała na miękkim
materacu. Nie została przykryta kołdrą, lecz gorąco jej było na tyle, że
ściągnęła z siebie bluzkę i odrzuciła ją na bok. Położyła się w samym staniku,
lecz po chwili gwałtownie usiadła. Zdała sobie sprawę, że nie jest sama w
pokoju. Przy łóżku, na krześle siedział Jared. Wpatrywał się w nią z podziwem.
Zignorowała go, próbując nie wybuchnąć furią, lecz powoli całe zdenerwowanie
zaczęło znowu ją opanowywać. Nie chodziło o krępację, gdyż nie wstydziła się,
ale bardziej o wszystko, co się dowiedziała. Przynajmniej w części.
Złapała ołówek ze stolika i zaplotła włosy
przytrzymując je jedynie za jego pomocą. Było jej tak gorąco, że nawet upięcie
wysoko brązowych loków nie pomogło. Westchnęła ciężko, a do pokoju wpadł doktor.
Przynajmniej wnioskowała, że nim był. Po pierwsze, to ta sama osoba, co
przerwała jej deja vu, ale także po jego zachowaniu można było się domyślić,
kim był. Podszedł do niej i przyłożył jej rękę na czole, co przyniosło kolejną
fale ulgi. Jego ręka była, bowiem zimna w porównaniu do jej temperatury.
Uśmiechnął się widząc, że rozkoszuje się tym ochłodzeniem.
-
40oC. Jest o niebo lepiej. Już nie przekraczasz temperatury 47o,
co jest wielkim sukcesem – zabrał rękę wywołując grymas na jej twarzy. – Za
chwilę przyniosę ci lód. Tylko powiedz mi, jak się czujesz?
-
Jest mi bardzo gorąco, chociaż przynosi mi to swojego rodzaju ulgę. Jakby
dzięki gorączce uchodziły ze mnie złe emocje. Pewnie gadam bzdury…
-
Nie, nie. To bardzo interesujące – powiedział, co wydawało się prawdą. –
Spróbuj się nie denerwować, ok?
-
Dobra, dobra. Chociaż będzie to trudne – wskazała głową na Jareda siedzącego na
krześle, który uśmiechnął się gorzko. Jednak doktor przyjął to za żart i
śmiejąc się wyszedł z pokoju.
Poczekała na doktora nerwowo
wyłamując palce. Gdy tylko postać pojawiła się w drzwiach wyciągnęła rękę, a
lód wylądował w jej dłoni. Zobaczyła przelotnie zdziwione spojrzenia dwóch mężczyzn.
U blondyna -niedawno tak tajemniczego- w oczach malował się swego rodzaju
podziw. Nie przejęła się tym i przykładając lód do czoła rozkoszowała się jego
zimnem. Co dziwne, chłód przyniósł jej ulgę tylko na chwilę, lecz potem stał
się to uciążliwy. Zła, cisnęła woreczkiem w kąt pokoju, przez co cała zawartość
rozprysła się po podłodze. Mruknęła pod nosem jakieś przekleństwo i ponownie
położyła się na łóżku. Czując na sobie spojrzenie blondyna podniosła się i
warknęła:
-
Czemu się ciągle na mnie patrzysz?!
-
Bo jestem dumny i zaskoczony jednocześnie.
-
No i co z tego? To nie znaczy jeszcze, że możesz mnie świdrować wzrokiem –
oburzyła się. – I tak nie chcesz mi nic powiedzieć…
-
Elizabeth, nie mogę wszystkiego ci wyjawić. Niektóre informacje owszem, a
czasami musisz sama się domyślić. Mogę cię jedynie naprowadzać. Zadawać
pytania, albo…
-
Przerywać mi wizje. Tak, naprawdę pomagasz…
-
Chciałem powiedzieć pokazywać ci różne miejsca – westchnął.- Żyję długo, ale
nigdy czegoś takiego nie widziałem. Nie widziałem takich rzeczy, jakie ty
robisz. Nie dziw się, że nie miałem pojęcia, co się z tobą dzieje. Jeszcze
nigdy mi się nie zdarzyło, że ktoś przy mnie przypomniał sobie coś. Zwłaszcza w
taki sposób, jak ty.
-
Jak ja, czyli?
-
Właśnie tego nie mogę ci powiedzieć. Nie mogę zdradzić tobie, co potrafisz,
dopóki sama tego nie odkryjesz.
-
Jak długo spałam? – Spytała wzdychając.
-
Tylko dwie godziny.
-
Tylko?
-
Widzisz, zwykle po uśpieniu śpi się, co najmniej 8- 10 godzin. Jaki był to dla
mnie szok, kiedy obudziłaś się po tak krótkim czasie.
-
Ja się czuję, jakbym spała naprawdę długo... Nie mogę sobie pozwolić na spanie
– spojrzała na zegarek, który wskazywał 2:38. Powinna zamilknąć, lecz nie mogła
się powstrzymać od uzyskania odpowiedzi na jedno pytanie. – Kim dla mnie
jesteś?
-
Ubierz się – wstał i wyszedł z pokoju. Po chwili pojawił się i rzucił w jej
stronę kask. Złapała go chwilę przed zetknięciem z podłogą.
-
Wampir, a nie potrafi celować – mruknęła pod nosem, co wyraźnie Jery usłyszał,
bo rzucił w prosto w jej głowę jakąś poduszkę, która leżała koło drzwi. Leciała
ona prosto w jej twarz, lecz zdążyła ją złapać, wyciągając rękę przed siebie.
Pokazała mu język i z całej siły rzuciła w niego poduszkę. Proszę, traf w głowę, traf w głowę - modliła się w myślach.
Poduszka leciała tuż nad nim, lecz po chwili spadła na dół trafiając go prosto
w twarz. Zaśmiała się triumfalnie, a mężczyzna odszedł lekko upokorzony.
Ubrała bluzkę i buty, które leżały
koło łóżka. Pobiegła za blondynem zostawiając kask w sypialni. Nie chciała go
ubierać. Wyszli na dwór, po drodze mijając doktora, który zastrzegał ją, żeby się
nie denerwowała. Posłała uśmiech w jego stronę i pomachała mu na pożegnanie.
Przed drzwiami, na ulicy został zaparkowany motocykl. Stanęła lekko w szoku
widząc to cacko i modląc się, by kiedykolwiek mogła go poprowadzić.
-
Gdzie masz kask? – Zapytał wampir.
-
Z tego, co pamiętam, został w sypialni, pod łóżkiem – uśmiechnęła się cwaniacko
i podeszła do maszyny.
Najpierw z przodu usiadł mężczyzna,
a zaraz potem na motocykl wsiadła brunetka. Było jasne, że nie pozwoli jej
prowadzić, lecz ona miała nadzieję dopóki nie popatrzał na nią spod byka, gdy
chwilę przed zajęciem miejsc chwyciła kierownicę. Złapała za uchwyt z tyłu. Nie
chciała przytulać się do blondyna. Obejmie -na jakimkolwiek pojeździe- tylko
swoją miłość. To śmieszne, ale wierzyła w nią. Ruszyli z piskiem opon, czując
pęd pod motocykla we włosach. Uśmiechnęła się, gdy wiatr wywołał łzawienie w
oczach.
Jechali szybko, przez co krótko. Zawiodła się, gdy
Jery stanął przed jakimś budynkiem. Weszli do środka zapalając światła w każdym
pomieszczeniu. Żadne z nich nic jej nie mówiło, dopóty nie zatrzymali się w
ostatnim. Oczy protestowały przeciwko ostremu światłu. Jednak, gdy tylko się
przyzwyczaiły do jasności ukazał jej się pokój, taki sam, jak podczas deja vu.
Zrobiła krok do przodu, a potem obeszła każdy kąt. Dotknęła ręką czarnych
zasłon, nadal zasłoniętych i zatrzymała się przy ostatniej. Wyjrzała przez
okno. To właśnie tutaj stała. Dokładnie w tym miejscu. Spojrzała na kanapę w
kolorze khaki, na której usiadł Jared. W identycznej pozycji, jak wtedy. Czekał
na jej ruch. Spojrzała głęboko w jego oczy i rzekła drżącym głosem:
-
Kim ty dla mnie jesteś?
-
Jestem twoim ojcem.
_________________________________________________
Witam :). Przepraszam, że długo nie dodawałam nowego rozdziału. Mam nadzieję, że wybaczycie. Najpierw nie miałam weny, a potem zaczął się rok szkolny... MASAKRA. Już jutro mam pierwszy test z angielskiego o.O Nie rozumiem tych nauczycieli. A jak tam u was w szkole? :).
Dla mniej spostrzegawczych pojawiła się na blogu nowa strona tkw. " Polecam". Są to niektóre z blogów, które czytam godne uwagi. W tamtej zakładce proszę o spamowaniem gdyż chcę powiększyć moją kolekcję o parę cennych zdobyczy :).
Co do rozdziału... Cóż mógł być lepszy, ale założę się, że nie spodziewaliście się tego ;D. Proszę o krytykę i opinię na jego temat :**.
Kalab17
Bardzo mi się podoba rozdział, ciekawie piszesz czekam na następne rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńTatuś? o,o. Nie spodziewałam się tego. xD. Na serio. xD. Rozdział jak zwykle masakrycznie dobry! Wow! :D. Czekam na następny. :)
OdpowiedzUsuńPadre, padre, padre. No cóż, muszę przyznać że tak właśnie myślałam że to będzie on. W każdym razie i tak rozdział dosyć zaskakujący i w sumie wciąż niewiele wiemy :D Podziwiam ciebie i twoją głowę, za wymyślenie czegoś takiego, może już kiedyś to pisałam, ale napisałam jeszcze raz ;)
OdpowiedzUsuńŁadnie piszesz <33
OdpowiedzUsuń