Przed wyjściem z domu Elizabeth ubrała na dolną część
ciała skórzane, długie spodnie, a bluzkę wybrała z dużym dekoltem. Jakimś cudem
te wszystkie rzeczy znajdowały się w jej szafie. Poszła do łazienki doprowadzić
do ładu swoje włosy, które jak na złość nie chciały zostać spięte. Gdy tylko
zaplotła je w kitkę od razu znalazła zabłąkane kosmyki i musiała zaczęć
wszystko od nowa. Po kilku nieudanych próbach poddała się i rozpuściła je.
Brązowe fale jeszcze raz lekko przeczesała palcami, aby je rozdzielić i spojrzała
w lustro. Przeciągnęła czerwoną szminką usta, a postać odbita w lustrze
wydawała jej się dziwnie znajoma-nieznajoma. Tak nazwała tą osobę. Nieznajoma, gdyż była
kompletnie niepodobna do siebie, mimo iż to nadal ona, a znajoma, bo kiedyś już
tak wyglądała.
Nagłe deja vu zatrzęsło jej
ciałem. Znalazła się w innym miejscu, a przed sobą nie miała już lustra, lecz
ciemną, opustoszałą ulicę. Ubrana była podobnie, jak teraz, tylko na jej nogach
znajdowały się czarne szpilki. Gdy tylko obcas butów zetknął się z podłożem
wydobywał się głośny stukot zakłócając ciszę panującą dookoła. Jednak nie
przeszkadzało jej to. Odgłos dodawał jej otuchy i już prawie zapomniała, co ma
na sobie. Skrępowanie odeszło, a jego miejsce zajęła panika. W myślach
wymyślała różne scenariusze. Były one nieprawdopodobne, a jednak coraz bardziej
w nie wierzyła.
Wzięła głęboki oddech, a jej
płuca napełniły się tak bardzo znienawidzonym dymem papierosowym, który unosił
się w powietrzu. Odruchowo zaczęła kaszleć zatrzymując się w miejscu. Jak można coś takiego palić?- pomyślała.
Nagle jej ciało wypełniło przyjemne ciepło. Pierwszy raz je poczuła. Mimowolnie
uśmiechnęła się, ale po chwili ten okaz radości momentalnie znikł. Poczuła, jak
czyjaś ręka zaciska się na jej talii i jest popychana w stronę cienia. Jakby wszędzie
nie było ciemno. Do jej szyi zostało przyciśnięte ostrze, przez które strużka
krwi popłynęła po niej barwiąc białą bluzkę. Została przyciśnięta plecami do
oprawcy. Jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. W myślach zganiła się za to, że
chciała pozostać w takiej pozycji. Jęknęła, kiedy została pchnięta na ścianę
domu, tak, że uderzyła twarzą o nią. Poczuła ciepły oddech przy swoim uchu, a
potem usłyszała…
BŁYSK
Zamrugała oślepiona światłem.
Stała teraz w łazience Meredith, a przed sobą miała tylko lustro. Żadnej
ściany… Nic. Widziała strach w oczach kobiety, która odbijała się w szklanej
tafli. Odruchowo szukała rozcięcia na szyi, ale nic nie znalazła. Nawet
najmniejszego zadrapania, czy blizny, która potwierdzałaby to, co przed chwilą zobaczyła.
Nogi ugięły się pod
dziewczyną i momentalnie osunęła się na podłogę.
- Wariuję, ja po prostu wariuję – szepnęła obejmując
podkurczone nogi. Oparła czoło o kolana.
Nie
wierzyła, że coś takiego może się dziać naprawdę. W jednej chwili stała łazience,
a potem już w cichej, ciasnej uliczce. Czuła wszystko, co tam się działo. Jakby
tam się znalazła. To nie jest normalne. Panika, która zrodziła się w wyniku
całego zdarzenia wciąż pulsowała w żyłach Elizabeth.
Przeniosła
rękę na klatkę piersiową poszukując czegoś, co właśnie tam powinno się
znajdować. Jednak pod swoimi palcami poczuła tylko swoją skórę. Coś tam powinno
się znajdować, co dodałoby jej otuchy, której tak bardzo teraz potrzebowała.
Uczucie
pustki znowu ją ogarnęło. Czuła się, jakby ktoś zabrał kawałek jej duszy i już
nie oddał. Jej miejsce jest gdzie indziej. Gdzieś, gdzie odnajdzie tą drugą
część siebie, a to nie jest tu.
Powoli
strach ustępował miejsce zdenerwowaniu. To wszystko przez nią. Jakby pamiętała
to wszystko potoczyłoby się inaczej. Meredith jest teraz jak tykająca bomba,
która w każdej chwili może wybuchnąć. Wystarczy jeden ruch Mikela i tak się
stanie. Jej rodzice, – jeżeli może tak o nich mówić – nie musieliby się użalać
nad nią. Matka ciągle do niej dzwoni i chce wrócić do córeczki. Gdyby nie
zapomniała, nie robiłaby tego.
Wstała i zła na siebie poszła się przebrać. Wyciągnęła
z szafy zwykłe jeansy, adidasy i ubierając je oraz bluzę wkładaną przez głowę
wybiegła z mieszkania. Z trudem powstrzymywała się od rozwalenia czegoś po
drodze. Jedno wiedziała: musi znaleźć tajemniczego blondyna i dowiedzieć się
wszystkiego. Druga rzecz jest mniej ważna, ale musi sobie to obiecać. Gdy tylko
ta cała szopka się skończy, wyjedzie z dala od cywilizacji. Musi odreagować
cały ten stres, który staje się coraz to większy.
Zmusiła się do powolnego spaceru,
chociaż całe jej ciało drżało i chciało pobiegnąć przed siebie. Liczyć na cud,
że wszystko z powrotem powróci. Jednak nie mogła sobie pozwolić na taką
przyjemność. Musiała się skupić. Pomyśleć, gdzie jest to cholerne „wszędzie”...
Dla niej to słowo nie istniało, ponieważ nie odnajduje się w codziennym życiu.
To tak, jakby spytać przechodnia: „Gdzie mogę kupić butelkę wody?”, a on ci
odpowiada „wszędzie”. Bardzo pomocne.
Skoro jednak ma szukać w każdym miejscu,
to zacznie od klubu. Pomysł na to właśnie miejsce pojawił się w momencie, gdy
do jej uszu doszła głośna muzyka. To musiał być właśnie klub. Tylko jak do
niego wejdzie? Kolejny problem.
Rozejrzała się i zobaczyła, że nadal
kręci się po parku, lecz zbliżyła się już do wyjścia. W pobliżu światła
dawanego przez jedyną latarnię w okolicy, stała pusta ławka. Podeszła do niej i
starła kropelki wody, które usadowiły się na drewnie. Usiadła, opierając się o
oparcie i od razu jej umysł przeszła fala różnych zmartwień. Determinacja coraz
bardziej brała w górę nad rozsądkiem.
Przed nią – pomijając trawnik – rozciągała się ulica.
Pewnie nie zaprzątałaby sobie głowę całym otoczeniem, gdyby nie szepty i
stłumione chichoty. Ciszę zakłócali trójka młodych mężczyzn i taka sama ilość
kobiet. Wpatrywali się w nią intensywnie i mimo, iż przyłapała ich na tym, nie
odwrócili wzroku. Oburzona ich zachowaniem wzrokiem odnalazła kałużę w
wydeptanej ścieżce i przeglądnęła się w niej. Z przerażeniem stwierdziła, że z
tego wszystkiego zapomniała zmazać z ust czerwoną szminkę. Wyglądała teraz
odrobinę starzej i nikt by nie powiedział, że nie jest pełnoletnia. Już
poderwała rękę, żeby zetrzeć ten odważny kolor z ust, lecz zatrzymała się.
Opuściła ją i ściągnęła z siebie bluzę. Pod spodem nadal miała błękitną bluzkę.
Z przyklejonym, sztucznym uśmiechem na twarzy ruszyła
w stronę klubu dziękując za ten zbieg okoliczności. Teraz musi liczyć, że stoją
tam nieinteligentni ochroniarze, którzy niczego się nie domyślą. Wtedy wejdzie
i poszuka jakichkolwiek informacji na temat mężczyzny. W jej głowie pojawiły
się przebłyski świadomości, jakby kiedyś już się z nim spotkała. Tylko, jak
zwykle nie pamięta.
Pod klubem nocnym była ustawiona
kolejka. Dwoje ochroniarzy stało i pilnowało wejścia Wpuszczali tylko nielicznych.
Oboje byli umięśnieni i wielcy. O wiele wyżsi od Elizabeth i połowę mężczyzn
ustawionych w kolejce. Ubrani byli w czarne spodnie, oraz tego samego koloru t-shirt.
Nie uśmiechali się tylko bacznie obserwowali okolice.
Nie mając innego wyboru, Elizabeth zawiązała bluzę
wokół bioder i ustawiła się w kolejce. Od razu zauważyła, jak jeden z mężczyzn
uważnie jej się przygląda. Czując się niezręcznie odwróciła wzrok. Po chwili
usłyszała wołanie:
-
Eliza! – Zawołał mężczyzna barytonem. – Eliza chodź tu i nie zgrywaj się!
Rozejrzała się wokół siebie. Eliza? Jaka znowu Eliza? Popatrzyła
się na posiadacza tego zachrypniętego głosy i zobaczyła, jak macha do niej
wołając. Drugi z ochroniarzy także zaczął patrzeć się na nią, oczekując jakiejś
reakcji z jej strony. Ruszyła przed siebie, przepychając się pomiędzy ludźmi
stojącymi w kolejce. Mężczyzna był wyraźnie zadowolony takim obrotem spraw.
Lekko skrępowana stanęła przed dwoma ochroniarzami.
-
Eliza, jak miło cię tu widzieć. Długo się z tobą nie widzieliśmy. Czyżbyś
chciała zrezygnować z imprezowania? – Popatrzał na nią wyraźnie zainteresowany
odpowiedzią. Coś w jej głowie, jakiś głos kazał jej kłamać. Tak też zrobiła.
-
Nie, no co ty… Po prostu miałam dużo do roboty. Jednak teraz postanowiłam znowu
zaszaleć. – Skłamała. – A jak tam u was?
-
U nas? Po staremu. Stoimy tu, co noc, a Bill jak zwykle nic nie mówi – wskazał
na kolegę z boku. – Zastanawiam się, czemu nie podeszłaś od razu do nas… Jak
zwykle byśmy cię bez problemu wpuścili i nie musiałabyś czekać – popatrzał na
rosnącą kolejkę za nią.
-
Nie byłam pewna, czy dalej tu pracujecie. Znając was to mogliście coś
przeskrobać – uśmiechnęła się zadziornie.
-
Hahaha… Nawet, jeżeli tak to i by nas nie złapali. Aż tak głupi nie jesteśmy –
mrugnął do niej.- To jak, Elizo? Wchodzisz?
-
Oczywiście.
Tak oto załatwiła sobie wejście do
klubu bez zbędnych problemów. Za plecami dosłyszała jęki i zażalenia skierowane
do ochroniarzy. Uśmiechnęła się do nich trochę nerwowo, gdyż ona ich nie
pamięta, a oni ją najwyraźniej tak. Tylko, dlaczego mówili do niej Eliza?
Czyżby to było przejęzyczenie? A może pomylili ją z kimś innym?
Skierowała się do sali, skąd
dobiegała muzyka z najnowszych list notowań. Mijała po drodze inne drzwi z
różnymi tabliczkami: „Lata 60”,
„Lata 80”,
„VIP”... Różne piosenki mieszały się i powstawał niezły hałas, który drażnił
bębenki.
Stanęła w progu od wejścia do
odpowiedniego pomieszczenia. Zanim jej wzrok przyzwyczaił się do panującego tam
pomroku smród ją przeraził, że przez chwilę chciała się wycofać. Niewiele
starsi od niej tancerze spocili się i zabrudzili powietrze. Tłok, jaki zastała
w sali był niewiarygodny. Jeszcze nigdy nie widziała tylu nastolatków w jednym
miejscu. Jak to zwykle bywa, taka ilość ludzi ogrzała pomieszczenie i od razu
po wejściu na czole dziewczyny sperliły się drobinki potu. Starła je i ruszyła w
stronę baru przepychając się pomiędzy grupą ludzi.
Zasiadła na jedynym wolnym miejscu
pomiędzy parą, która obściskiwała się i wymieniała ze sobą namiętne pocałunki
tak, że zapomnieli o tym, gdzie są, a jakimś młodym chłopakiem. Zrobiło jej się
niedobrze, od tych czułości, dlatego popatrzała przed siebie i obserwowała
ruchy barmana. Czuła na sobie wzrok pijanego sąsiada. Postanowiła nie zawracać
sobie tym głowy.
Nagle barman ruszył w jej stronę i
postawił przed nią literatkę, którą przed chwilą napełnił whiskey.
-
Witaj Elizo. Oto to, o co zawsze prosisz na koszt firmy. Chyba, że zechcesz
zacząć od czegoś mocniejszego? – Uśmiechnął się i stając przed nią zaczął
wycierać szklanki.
-
Dziękuje, to mi wystarczy – uśmiechnęła się. Znowu Eliza – pomyślała.
-
To, co tym razem cię sprowadza do nas? Postanowiłaś się zabawić, czy
poflirtować? – Zapytał, jakby był jej najlepszym kolegą.
- Cóż… Tak naprawdę to kogoś szukam – powiedziała prosto
z mostu i upiła łyk alkoholu.
- Służę pomocą. Znam tu prawie wszystkich, a jeżeli
nie, to zaraz poznam – przysunął się bliżej niej, gdyż Dj pogłośnił muzykę.
- Blondyn, ciemnobrązowe oczy, wysoki… - przedłużyła
ostatnie głoski i dodała coś od siebie. – Słyszałam, że tu przychodzi.
- Hmm… To może być tylko jedna osoba. Zna go w tym
mieście chyba każdy. Wyjątkowy facet – powiedział oddalając się. – Zaraz wrócę.
Muszę polać tym pijakom.
Odwrócił
się i skierował gdzieś na zaplecze. Przez chwilę znikł jej z widoku, lecz potem
wrócił z wódką w ręku. Polewał kolejnym gościom, aż doszedł do mężczyzny obok
niej i również jemu polał. Uważnie mu się przyjrzała. Był wysokim blondynem o
śniadej cerze i dobrze zbudowanym ciele. Jego niebieskie tęczówki były dziwne
znajome. Wystarczyło tylko w nie spojrzeć i jak na tacy dostawało się szczerą
odpowiedź. Gdy tylko napotkał jej wzrok od razu się rozpogodził. Jego radość
była tak zaraźliwa, że także ona się uśmiechnęła. Podszedł do niej i dolał jej
trunku.
- Wracając do tematu – odezwał się. – Lepiej będzie,
gdy sama z nim porozmawiasz.
- Tylko gdzie go znajdę?
- Strefa „VIP”. Tam zwykle przesiaduje – uśmiechnął
się. – Powiedz przy wejściu, że przychodzisz „do niego” i Lucas, czyli ja, cię
przysyłam. Jeżeli skądś cię kojarzy, albo po prostu będzie miał dobry humor
pozwoli ci wejść i porozmawia z tobą.
- Dzięki – złapała literatkę i wstała ze stołka.-
Nie pogniewasz się, jeżeli zabiorę ze sobą whiskey?
- Oczywiście, że nie. Jest twoja.
Jeszcze
raz dziękując za wszystko skierowała się z stronę drzwi, gdzie ostatnio
widziała ową tabliczkę. Tak, jak myślała przed drzwiami znajdował się kolejny
ochroniarz. Uśmiechając się podeszła do niego.
- Hej. Przysłał mnie Lucas… Chciałam się spotkać z
„nim” – zrobiła w powietrzu niewidzialny cudzysłów i powstrzymała się od wybuchu
śmiechu ze swojej własnej głupoty.
- Zaczekaj – powiedział ochroniarz.
Otworzył
drzwi i skierował się w stronę jednego kontu. Odsłonił czerwoną zasłonę i
zaczął mówić. Usłyszała jakiś nieznajomy głos wykrzykujący coś w stylu: „Eliza,
jaka Eliza?”. Po tych słowach mężczyzna uchylił rąbek materiału i wskazał na
dziewczynę. Widziała tylko mignięcie i znowu jakaś wypowiedź, lecz tym
powiedziana tak cicho, że nie dosłyszała. Ochroniarz zawrócił i trzymając się blisko
Elizabeth zaprowadził ją do stolika.
Zanim
jednak to nastąpiło, brązowo-oka zdążyła rozejrzeć się i zorientować, gdzie się
znajduje. W całym pomieszczeniu panował półmrok, a muzyka była ledwo słyszalna.
Wszystko w wystroju było czarne, nawet ściany, z wyjątkiem kaszmirowych zasłon
w kolorze czerwonym. W całym pomieszczeniu znajdowało się mnóstwo przystojnych
mężczyzn i kobiet o wyjątkowej urodzie. Znajdowali się w tej strefie również
przeciętne osoby, które wyróżniały się i nijak nie pasowały do idealnego
całokształtu.
Kiedy błądziła wzrokiem nie
mogąc się przyzwyczaić do przedziwnego uroku pomieszczenia, zaparzyła się
dłużej na stolik, którego zasłony pozostały odsłonięte. Nie mogła się odpędzić
od wrażenia, że dwoje mężczyzn rozmawia o niej. Miała nawet wrażenie, że jeden
z nich mówi do drugiego „W takim razie ja zamawiam ją.”. Gdy tylko to
powiedział od razu oboje zaciągnęli się powietrzem, jakby wąchali jakąś piękną
woń. Odruchowo sama spróbowało coś wyczuć, ale wszystko według niej pachniało
najzwyczajniej w świecie. Ten pierwszy od razu do niej pomachał i zachęcił,
żeby do nich podeszła. Ochroniarz jednak jej to uniemożliwił, zagradzając do
nich drogę i popatrzał się na chwile na nich. Speszeni odwrócili wzrok od
niego, ale nadal wpatrywali się w dziewczynę. Podenerwowana odwróciła wzrok i
patrzyła się na cel, dla jakiego tu przyszła próbując ignorować to dziwne
uczucie, które ją ogarniało.
Upiła łyk alkoholu, który
nadal trzymała w ręce i wzięła głęboki oddech. Ochroniarz zostawił ją przed
stolikiem, gdzie siedział blondyn. Z przyśpieszonym pulsem weszła do środka i
zasłoniła za sobą zasłonę. Odwróciła się do mężczyzny i zabrało jej dech w
piersiach.
- Witaj Elizabeth.
_________________________________________
Witajcie! Przepraszam, za taki brak odzewu z mojej strony. Wszystkich. Popadłam w załamanie nerwowe. Jednak już ze mną lepiej, ale nie do końca dobrze. Widzicie, pokomplikowałam pewne sprawy przez moją głupotę. Dobra, nie będę się wam żalić. Dziękuję, jak za każdym razem za komentarze. To one zadecydowały o tym, że nie usunęłam tego bloga, chociaż miałam przez chwilę taki zamiar. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Przepraszam za cały ból, jeżeli komuś takowy zadałam, a wiem, że jest tych osób wiele.
Spróbuje dodać nowy rozdział jakoś w najbliższym czasie. Piszcie opinie o najnowszej notce i spokojnie wytykajcie mi błędy.
Pozdrawiam Kalab17
Siemka kochana :) Mi osobiście rozdział bardzo się podobał :D Nie usuwaj bloga błagam... :( Jest świetny :) Niesamowicie piszesz i szkoda by mi było gdybyś go zawiesiła a masz wielki talent do pisania :) Strasznie mnie ciekawi sytuacja Elizabeth :) Kurde... wszyscy (no praktycznie wszyscy) ją znają w tym klubie :/ musiała tam na prawdę często chodzić :D Ohh przykro mi, że miałaś załamanie nerwowe :( ciesze się jednak, że już jest lepiej :) Rozumiem cię dobrze bo sama też wieloma błędami skomplikowałam sobie nieźle życie ale jakoś z tego wyszłam :) mam nadzieję, że w twoim przypadku też tak bd :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się :)
Tu nie ma żadnych błędów! Przynajmniej ja nic nie znalazłam ;)
OdpowiedzUsuńPochłonęłam - tak, to odpowiednie słowo - ten rozdział prawie ze wstrzymanym oddechem, bo jednak musiałam oddychać. Jest cudowny i czekam już na kolejny.
Zalatuje mi to jakimiś wampirami :D
super...Elizabeth..ładne imię ^^
OdpowiedzUsuń