Ojciec. To słowo huczało w jej
głowie, a zarazem powodowało straszne sprzeczne emocje. Z jednej strony
cieszyła się, że miała racje, co do Dicka i Margaret, a z drugiej była
przerażona. Skoro jej ojciec to wampir – o ile to w ogóle możliwe – to, czym
ona jest? Miała mnóstwo pytań do Jareda. Przeklinała siebie w duszy, że gdy
tylko otrzymała tą informacje, to z wrażenia zemdlała. Jak mogła nie skorzystać
z okazji i nie wypytać o wszystko, a dopiero potem stracić przytomność?
Obudziła się w łóżku Meredith.
Pewnie spałaby dłużej, gdyby nie znowu pojawiające się znikąd koszmary. Tym
razem śniło jej się coś z innej bajki. Zwykle budziła się tuż przed swoją
śmiercią, a było ich mnóstwo. Za każdym razem inna. Czasami została spalana,
topiona, albo po prostu dźgnięta nożem prosto w serce. Jakby się uparła,
mogłaby napisać książkę pod tytułem: „Jak umrzeć na 1000 sposobów.” Jednak to
był pikuś z tym, co jej się śniło teraz. Przynajmniej dla niej.
Leżała związana na jakimś ołtarzu w porwanych
ubraniach. Usta miała zaklejone taśmą, a jej twarz została skierowana na
makabryczny widok. Na jeszcze innym kamieniu, po drugiej stronie kościoła leżał
bliski jej sercu chłopak. Nie potrafiła przypomnieć sobie jego imienia, albo choćby
jakiegoś szczegółu. Widziała tylko zarys jego sylwetki, a już wiedziała, że
musi coś zrobić. Szarpała się, przez co w jej zakneblowane ręce i nogi, sznur
wrzynał się jeszcze bardziej, powodując rozległe rany, z których ciekła krew.
Chłopak spojrzał na nią z takim bólem i żalem w oczach, że serce jej się
rozkleiło. Zaczęła płakać i jeszcze bardziej się wyrywać, by móc chodź na
chwile pocieszyć mężczyznę. Chciała wtulić się w jego ciało. Pamiętała każdy
jego dotyk na swoim ciele. Zamrugała szybko, chcąc pozbyć się łez. To tylko
spowodowało, że parę kropli zastygło na jej policzku. Mężczyzna pokręcił głową,
a ona wiedziała, że nie chciałby, aby się wyrywała. To tylko pogorszy jej
sytuacje i nic nie pomoże. Wyciągnął rękę w jej stronę, jakby chciał otrzeć łzy
z jej twarzy. To było jednak niemożliwe. Nagle skulił się i zaczął wiercić
niespokojnie. Przez te gwałtowne ruchy nie zauważył, że znalazł się na krańcu
kamiennego stołu i spadł z niego. Coś chrupnęło. Szybko spojrzała w jego stronę
i zobaczyła, że jego ręka znajduje się w nienaturalnym kącie. Rozejrzała się
niespokojnie poszukując sprawcę tego zamieszania. Znalazła go. Stał w kącie i
uśmiechał się tak złośliwie, że aż ciarki przeszły po jej ciele. Biło od niego
zło. Po pewnym czasie katowania mężczyzny podszedł do niego i wbił mu srebrny
miecz w serce. Z gardła mężczyzny wydał się tak rozpaczliwy krzyk, że skuliła
się w bólu. Zabolało ją to tak mocno, jakby to ona została zabita. Krzyknęła z
bólu, ale taśma tak stłumiła dźwięk, przez co zabrzmiało to, jak piszczenie.
Tym sposobem zwróciła na siebie uwagę mordercy. Odwrócił się w jej stronę i
wyciągając miecz z ciała - nieżyjącego już - chłopaka i zaczął kierować się w
jej stronę.
-
Ty będziesz następna – odparł z uśmiechem.
Obudziła się z wielkim bólem w
sercu. Od razu złapała się w tym miejscu i okazało się, że nic nie miała na
sobie prócz krótkiej, satynowej sukienki i bielizny. Przez chwilę zastanawiała
się, dlaczego jest tak ubrana, a potem doszła do wniosku, że pewnie Meredith ją
przebrała. Leżała już od jakiś dwóch godzin. Bała się zasnąć, albo choćby
zamknąć oczy. Obrazy z masakry od razu pojawiały się w jej umyśle. Przewracała
się tylko ze strony na stronę myśląc o tym wszystkim, czego się dowiedziała.
Jednak w końcu i tak musiała wstać.
Słysząc krzątania w kuchni usiadła
na łóżku. W kącikach oczu znajdowały się łzy, które starła i przed wyjściem z
pokoju upewniła się, że nie widać po niej, że szlochała. Na bosaka i po cichu
przeszła do pomieszczenia, skąd dochodziły odgłosy rozmowy. Stanęła na skraju
kuchni zdziwiona. W całym domu były zasłonięte zasłony, a w kuchni stał i
gotował – nie kto inny - tylko jej ojciec. Rozmawiał z Meredith i Sebiball’em,
którzy siedzieli przy stole i czekali na śniadanie. Wszyscy byli ubrani. Nawet
Jared zdążył się przebrać. Pomyślała, że najlepiej nie ruszać się z tego
miejsca i podsłuchać, o czym rozmawiają. Jednak, jak mogła się domyśleć, cały
plan nie wypalił. Od razu poczuła na sobie spojrzenie blondyna.
-
Zobaczcie, kto się obudził. Witaj, Elizabeth. Jak się spało? – Popatrzał na
nią, a ona już wiedziała, że miał na myśli jej leżenie w łóżku. Jego spojrzenie
mówiło samo za siebie.
-
Bardzo dobrze – uśmiechnęła się zgryźliwie. – Mogę wiedzieć, co ty tu robisz?
-
Przygotowuje śniadanie dla ciebie i twoich przyjaciół. Chyba będę częściej tu
wpadać – uśmiechnął się do nich. – Jesteście bardzo miłymi towarzyszami. Dawno
tak dobrze nie rozmawiałem z ludźmi.
Podeszła do ekspresu i zaparzyła sobie mocną kawę.
Miała ochotę odpowiedzieć mu coś w stylu: „Od kiedy to rozmawiasz z
jedzeniem?”, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Zacisnęła zęby i
przeszła obok niego mając ochotę zetrzeć ten jego złośliwy uśmieszek z twarzy.
Mimo, iż był jej ojcem traktowała go bardziej, jak brata. Złapała za kubek z
gorącym płynem i pociągnęła z niego duży łyk. Tego było jej trzeba. Usiadła po
turecku naprzeciwko nowej pary i zaczęła ich wypytywać o szczegóły randki.
Słuchając ich relacji mogła zapomnieć o swoich problemach. Lekko zawstydzeni
obecnością starszego mężczyzny zaczęli zagmatwanie zdawać relacje, pomijając
niektóre fragmenty. Jared czując się odtrącony, co jakiś czas wtrącał swoje
trzy grosze. Zawsze w takich momentach miała ochotę parsknąć śmiechem, ale się
powstrzymywała. Mężczyzna, jakby wiedząc, że ją to śmieszy patrzał na nią gniewnym
wzrokiem.
Podsumowując wszystko, czego się dowiedziała, mogła
wywnioskować, że są już oficjalnie parą. Najbardziej ekscytująca była relacja
ich pierwszego pocałunku. Ciągnęli to tak długo, że Elizabeth zdążyła wypić
dwie gorące kawy. W pewnym momencie przeprosiła ich i odeszła od stołu chcąc
się przebrać oraz odświeżyć. Weszła do łazienki, wzięła prysznic i przebrała
się w rybaczki oraz za dużą bluzkę z krótkim rękawkiem. Wychodząc poczuła na
swoim nadgarstku czyjąś ciepłą dłoń. Została pociągnięta w kierunku sypialni, w
której spała. Dopiero w niej zobaczyła, kto jest właścicielem owej ręki.
-
Nie jest on ciut na ciebie za stary? – Spytała z rozbawieniem Meredith widząc
zdziwioną minę dziewczyny.
-
Pff… To nie jest mój chłopak. Mi się nie spieszy – wzruszyła ramionami na wznak
obojętności. Gdy poczuła na sobie pytające spojrzenie niebieskookiej dodała. –
To skomplikowane. Nawet ja się jeszcze nie orientuje, jak to jest między nami…
-
Czyli to nie jest twój men?
-
Nie – zaśmiała się.
-
To dobrze. Już się bałam, że coś z tobą nie halo… Chociaż, nie powiem,
przystojny jest.
Teraz to Elizabeth parsknęła
śmiechem. Po pierwsze, naprawdę było coś z nią nie w porządku, a po drugie nie
wyobrażała teraz sobie, jak Jared może być przystojny. To prawda, pewnie
oceniała go źle przez zdenerwowanie… Jednak, jak się głębiej zastanowić, nawet
mógłby być … w porządku. Tego słowa użyłaby, jeżeli miałaby opisać blondyna.
-
On ma coś wspólnego z tym moim …- zapytała ni stąd ni zowąd udając zombie.
-
Nie wiem. Może… - westchnęła. Nie takiego pytania się spodziewała. Sama nawet
nie powiązała tych dwóch spraw. – Nie myślałam o tym.
Myśląc związała włosy w kitkę.
Wyszła wraz z Meredith z pomieszczenia i skierowały się do kuchni, gdzie
mężczyźni toczyli ożywioną rozmowę. Przyjaciółka od razu załapała jakiś błahy
temat i włączyła się do dyskusji. Elizabeth nie mając, co robić - a nie chciała
pozwolić myślom wedrzeć się do jej głowy- zaczęła piec ciasto. Dzięki temu
miała i zajęte ręce, jak i umysł. Szybko jednak skończyła piec i dekorować
placek z jagodami. Pokroiła każdemu po kawałku, nawet postawiła przed Jaredem
ciasto, chcąc mu zrobić na złość.
Nawet nie tknęła swojej porcji i
ubierając buty wybiegła na dwór. Chciała w końcu dać upust emocjom. Pobiegła
przed siebie coraz szybciej przebierając nogami. Zatraciła się w tym. Nie
myślała nawet o oddychaniu. Po prostu gnała przed siebie.
Nagle poczuła coś mokrego na policzku. Sięgnęła do
niego i przetarła ręką. Łza? Nie, przecież ona nie płakała. Potem druga kropla,
trzecie, czwarta… Deszcz. Stanęła w miejscu i wyciągnęła głowę ku niebu. Woda
przyjemnie obmywała jej twarz. Aktualnie czuła się, jak ogień, a taka a nie
inna pogoda ugasiła całe jej roztargnienie. Rozejrzała się wokół siebie. Nawet
nie zauważyła, że taki długi dystans przebiegła.
Odwróciła się i rozkoszując się wodą, którą była
nasiąknięta ruszyła w stronę domu Meredith. Rzęsisty deszcz uniemożliwiał jej
to zadanie, gdyż przez niego nic nie widziała. Zdała się na instynkt i po
prostu szła przez siebie. Wkrótce zobaczyła pierwsze budynki miasta Magic City.
Zaśmiała się widząc nazwę miasta. Teraz już wiedziała, jak bardzo magiczne jest
to miasto. Wampiry… Skoro one istnieją, to wiele innych stworzeń także. Jeszcze
do tego Mikel. On też posiada jakąś wielką moc. Może jest męskim odpowiednikiem
wiedźmy?
Cała przemoknięta weszła do domu. Z brązowych loków
ściekały kropelki wody. Rozpuściła włosy, aby szybciej wyschły. Ściągnęła buty
i skierowała się do łazienki, aby się przebrać. Wyszła z niej ubrana w suche rzeczy,
lecz włosy nadal miała mokre. Nie chciała ich niszczyć i tak były ostatnio źle
przez nią traktowane.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nikogo nie ma w
domu. Pusto. Ani żadnych rozmów, stuków... Nic. Tylko głucha cisza. Obeszła
każde pomieszczenie zaniepokojona tym zjawiskiem. Echo jej kroków zakłócało
niezmącony spokój. Zatrzymała się w kuchni, gdy tylko usłyszała jakieś
krzątania za sobą. Spróbowała się obrócić, ale w tym momencie ktoś przyłożył
jej nóż, skierowany w jej lewą pierś. Została popchnięta na ścianę. W pierwszym
momencie pomyślała, że to Meredith opętana przez Mikela, dlatego wzdrygnęła się
i znieruchomiała. Wtedy usłyszała męski głos.
-
Gdyby to był ktoś inny, leżałabyś na ziemi nieżywa. Masz szczęście, że to ja. 1:0
dla mnie – usłyszała zachrypnięty, ale jednocześnie miękki głos przy swoim
uchu.
Przeszedł ją przyjemny dreszcz. Odwróciła do mężczyzny
i popatrzała w jego nieziemsko piękne oczy. Wyciągnęła szyję do pocałunku.
Kiedy on zamknął oczy, szybko wyrwała nóż z jego ręki i skierowała w jego stronę.
Uśmiechnęła się z satysfakcją.
-
Gdyby ten ktoś zawahałby się, sam leżałby trupem. Punkt dla mnie, plus bonus za
pokonanie najlepszego nauczyciela na świecie. 2:1 dla mnie i jednocześnie
wygrywam starcie.
Mężczyzna zaśmiał się dźwięcznie.
Mimo przyciśniętego ostrza do ciała pochylił głowę w jej stronę chcąc złożyć
pocałunek na jej wargach. Opuściła z brzękiem nóż na podłogę i…
BŁYSK
Z powrotem stała w kuchni, jednakże
tym razem broń kaleczyła jej ciało. Wszystko dlatego, iż po wizji nieświadomie
pochyliła się lekko do przodu, przez co dosłownie nadziała się na ostrze.
-
Musisz być bardziej uważna – skomentował Jared nie widząc jeszcze cieknącej
krwi po jej brzuchu.
Ona jednak poczuła ból. Palący i
rozrywający od środka. Nie była do końca pewna, czy spowodowane to było zadaną
przez mężczyznę raną, czy jakimś innym palącym uczuciem. Pod wpływem impulsu
wygięła jego rękę pod dziwnym kątem. Ta strzeliła, a wtedy Jared ryknął z bólu.
Wyrwała się, gdy złapał ją za rękę i pobiegła do apteczki zatamować rozległe
krwawienie. Przez chwilę Jared stał zdezorientowany całym zajściem. Potem
zauważył czerwień na nożu. Pojawił się przy niej, gdy sięgała po bandaż. Złapał
ją za rękę powstrzymując.
-
Zostaw. Zagoi się – odparł spokojnie, ale stanowczo.
-
Skąd mam wiedzieć, że nie chcesz, abym umarła. Dosłownie przed chwilą
zaatakowałeś mnie nożem – odburknęła.
-
Zaufaj mi. Jestem twoim ojcem – powiedział, a ona zaśmiała się drwiąco.
-
Do niedawna, to Dick nim był.
-
Tani aktor. Nawet nie potrafili cię dopilnować.
- To
po co była ta cała szopka?
-
Gdy nie wiedziałaś o mnie byłaś bezpieczna. Tak przynajmniej myślałem. Jak
widać, potrafisz sama wpakować się w niezłe kłopoty.
-
Może po prostu chce znać prawdę? O tym nie pomyślałeś?
-
Myślałem, że zaspokoisz się normalnym życiem…
-
Na ile można być normalnym, jeżeli się nigdy takim nie było?
-
Mogłaś się postarać przystosować. Zaakceptować oficjalną wersję, nawet, jeżeli
ona nie była prawdziwa – westchnął. – Wolałaś jednak znaleźć mnie, mimo iż było
to o wiele trudniejsze. Może jednak masz trochę charakteru po mnie. Odziedziczyłaś
także po mnie parę mocy.
-
A właśnie… Sorki za rękę – wygięła usta chcąc się uśmiechnąć i wskazała głową
na jego wygiętą pod dziwnym kątem rękę. Zaśmiał się i nastawił ją pod właściwym
kątem. Skrzywiła się widząc to.
-
Zrośnie się. Nie ma się czym przejmować. Spójrz na siebie – uśmiechnął się.
W pierwszej chwili złapała za swoją
szyję, jednak potem przypomniała sobie, że to było tylko deja vu. Powoli
odrywała koszulkę przyklejoną do ciała. Gdy podniosła ją do poziomu stanika
zauważyła, że w miejscu rany pozostało tylko zadrapanie. Dotknęła tego miejsca
uważnie śledząc palcami napis wytworzony przez linię. Słowo „śmieć” zdobiło jej
brzuch. Zamrugała kilkokrotnie, a litery znikły. Nagle na jej palcu pojawiła
się kropla krwi. Spojrzała jeszcze raz na brzuch i zobaczyła, że z miejsca pod
jej piersi pojawiają się znikąd krople życiodajnego płynu i spływają ku dole.
Wszystko wyglądało, jakby jej serce krwawiło.
Wymieniła spojrzenia ze swoim ojcem, który cofnął się
od niej na krok. Nie chciał zrobić jej krzywdy przez swoją naturę. Wyciągnął z
kieszeni telefon komórkowy i zaczął szybko coś mówić do telefonu. Dziewczyna
nie potrafiła rozróżnić słów, jakie wypowiadał. Zaciekawiona, przyglądała się
stróżkom krwi wypływających z jej serca. Przechylała głowę z jednej, to z
drugiej strony nie zdając sobie sprawy, do czego to wszystko prowadzi. Traciła
coraz więcej krwi i coraz mniej komunikowała ze światem. Zapomniała o
wszystkim. Liczyło się tylko, że kałuża czerwonej cieczy tworzyła kształt
serca. Podobało jej się to.
Nagle poczuła ból rozsadzający ją od środka. Upadła na
kolana i złapała za głowę. Krzyczała głośno nie wytrzymując pulsującego
drgania. Poczuła lodowatą rękę na ciele, która ją próbowała w jakiś sposób
powstrzymać. Ona jednak płonęła od środka. Ogień grasujący w jej ciele chciał
się wreszcie uwolnić. Wrzasnęła po raz setny, a krzyk rozrywał jej gardło.
Potem pamięta tylko jasność i wszechogarniającą ją ulgę.
______________________________________________
Witam. Cóż nie wiem, co napisać :). Może małe ogłoszenie: Od teraz notki będą się pojawiać, co piątek - sobota. Chciałabym zrobić termin, na który będę musiała pracować. Spróbuje raczej się nie spóźniać z dodawaniem, ale wiecie, jak to jest...
Dziękuje za wszystkie komentarze i proszę o więcej. Krytyka mile widziana :).
CZYTASZ = KOMENTUJ
Kalab17