niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 21

            Niektórzy potrafią się bardzo mocno zmotywować do działania. Zanim się skończył dzień w domu znajdowała się ubrana w świąteczne bombki i łańcuchy choinka, a w powietrzu unosił się zapach pieczonych pierniczków. Nikt nie wspomniał nawet słowa o Mikelu z czego byłam niewiarygodnie zadowolona. Zaangażował się każdy. Nie tylko mnie brakowało spokoju. Nawet z Kate zaczęłam się dogadywać. Cóż.. Po przełamaniu lodów zrozumiałam, że ona swoim sarkazmem oraz egoizmem próbowała odizolować wrogów od siebie.
            Zauważyłam jednak coś, czego się zwyczajnie nie spodziewałam… Quinn – najbardziej pozytywna osoba, jaką spotkałam w życiu zaczął flirtować z pesymistką Kate. Jednak to jest prawda, że przeciwieństwa się przyciągają.
            Wszyscy siedzieli przy ustrojonym stole wyraźnie uśmiechnięci i rozbawieni. Stojąc w progu kuchni, patrząc tak na nich mimowolnie rozmarzałam się myśląc, iż jednak istnieje normalne życie. Bez ciągłej ucieczki, paniki i wyczerpujących treningów.
            Słysząc cichutkie „ding” z kuchni z niechęcią odwróciłam się idąc do piekarnika. Gołą ręką wyciągnęłam gorącą blaszkę i zsypałam pierniczki na talerz. W końcu byłam odporna na ogień. Przydawało się to w trakcie gotowania.
            Zbyt mocno rozczulając się nad każdym smakołykiem, ozdabiałam je za pomocą lukru i różnych posypek. Byłam dumna z mojego małego dzieła. Z uśmiechem odwróciłam się z zamiarem zaniesienia pierniczków do rozradowanych towarzyszy. Widząc osobę przed sobą talerz poleciał w dół, a mój dobry humor znikł. Jego ręce zamknęły mi buzię, którą otworzyłam z zamiarem krzyku. Nie myśląc za wiele ugryzłam go, a on klnąc pod nosem przyparł mnie do ściany napierając na mnie całym ciałem.
- Do jasnej cholery, Elizabeth! Przecież mnie pamiętasz! – Odezwał się Jason opierając czoło na moim, a potem szepnął. – Przypomnij sobie, proszę…
            Spojrzałam z jego oczy i zrozumiałam.. Wizje napływały do mnie, jak szalone, a ja odpłynęłam spadając w ich otchłań.
***
            Szłam ciemną uliczką w stronę klubu. Nie mogę uwierzyć, że Meredith zmusiła mnie, abym tu przyszła.. Ale podobno tu jest mój ojciec. Muszę go odnaleźć.. Muszę spełnić wolę matki. Czerwone usta i biała, lekko prześwitująca koszulka były dla mnie czymś nieodpowiednim. Mogę się założyć, iż gdyby ktoś mnie spotkał na pewno nie poznałby mojej osoby.
            Nagle poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele. Pierwszy raz je wtedy poczułam. Mimowolnie uśmiechnęłam się, ale po chwili ten okaz radości momentalnie znikł. Poczułam, jak czyjaś ręka zaciska się na mojej talii i jestem popychana w stronę cienia. Jęknęłam, gdy moje twarz zetknęła się z mokrą ścianą, a ostrze noża przyciskane do szyi zraniło ją, przez co płynąca strużka krwi zaplamiła moją bluzkę.
            Gdy jego tors zetknął się z moimi plecami poczułam silne dreszcze. Przeklinałam samą siebie, że było mi tak dobrze, iż mogłam teraz zginąć. Przecież ja mogłam teraz zginąć! Ciepły, przyśpieszony oddech znalazł się przy moim uchu. Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że ta osoba przeżywa to samo co ja.
            Gwałtowanie odwrócona i rzucona brutalnie na ścianę jęknęłam rozchylając wargi. Ostrze znikło, a mój oprawca zaczął mnie łapczywie całować. Nie wiedzieć dlaczego, podobało mi się to i jeszcze mocniej przyległam do niego. Krzyk Meredith obudził nas z tego stanu zapomnienia. Oddalił się ode mnie dysząc. Nadjeżdżający samochód oświetlił jego twarz zanim zniknął.
***
            Matematyka. Pierwszy raz byłam tak rozkojarzona na lekcji. Wciąż czułam na sobie wzrok tego nowego… Wiedziałam dlaczego. Słyszałam jego myśli, ale nie powiedziałam o tym nikomu. Ludzie wezmą mnie za wariatkę… Naprawdę słyszałam, jak dręczył się pytaniem, czy pamiętam moment, gdy całowaliśmy się tak zachłannie.
            Potrząsnęłam gwałtownie głową. Elizabeth, weź się w garść, kobieto!
- … a Elizabeth będzie z Jeremim. Mam nadzieję, że należycie zapoznasz nowego ucznia z zasadami naszej szkoły – powiedział profesor, na co ja otworzyłam szeroko oczy. Nie, nie, czemu ja…
- Jestem pewna, że ktoś inny poradziłby sobie lepiej z tym zadaniem – odparłam zniesmaczona.
- Śmiem wątpić, panno Merwil – zakończył dyskusję.
            Teraz oprócz wzroku Jeremiego, czułam na sobie wzrok wszystkich zakochanych idiotek…
***
- Przed wejściem oddaj mi wszystkie ostre sprzęty. Ja już pochowałam wszystkie noże – powiedziałam barykadując drzwi od mojego domu przez mężczyzną.
- Mi nie ufasz? – Zbliżył się tak blisko, że zadrżałam czując ponownie ciepło. Prowokował mnie. Albo się cofnę i wpuszczę go do domu albo będę musiała zmierzyć się z  nim twarzą w twarz. Och nie, panie Jeremy. Nie poddam się.
- Zwłaszcza tobie. To jak? – Skierowałam oczy do góry patrząc w jego.
- W takim razie będę musiał siłą dostać się do środka – mruknął niby zniesmaczony, ale jego uśmiech go zdradzał. Pochylił się w dół, a ja zręcznie przeszłam pod jego ręką uciekając za niego..
- Dobra, właź..
            Kręcąc głową wszedł do środka i czując się jak u siebie rozsiadł na kanapie. Zrezygnowana podążyłam jego śladami.
- Ostrzegam cię. Kazałam Meredith sprawdzać czy żyję co godzinę. Jeżeli masz zamiar zbombardować okolicę, odwołaj to.
- Przez godzinę można zrobić wiele ciekawszych rzeczy –uśmiechnął się prowokująco, a mi zmiękły kolana. Niech on tego nie robi…
            Przegryzając wargę mówiłam o projekcie, ale w głowie miałam zupełne inne myśli. On też miał inne plany, co do tego wieczoru. Na każdym kroku prowokował mnie albo wystawiał na próbę. Stąpałam na po cienkim podłożu. Nawet nie wiem, w którym momencie zakończyliśmy tą nudną pracę.
            Siedzieliśmy na wspólnej kanapie, a w naszych kieliszkach znajdowało się jakieś drogie wino. Czułam, jakbyśmy byli bratnimi duszami. Rozumieliśmy się bez słów.. Może to dlatego, że słyszałam jego myśli? Nie wiem. Miałam wrażenie, jakbym znalazła miłość swojego życia.
- A ja znam lepszą historię. Na pewnej, odległej planecie, zwaną Nurtz, żyła pewna ciekawa rasa. Słynęła ona z podbijania nowych światów. Była bardzo wysoko ucywilizowana i unowocześniona. Pewnego dnia postanowili wysłać swoje dwie najlepsze drużyny, aby one sprawdziły, jak bardzo uzbrojona jest zmienia. Nie przewidzieli jednego, że konflikt między nimi był tak duży, że trudno będzie go zażegnać, a zwłaszcza w trakcie lotu na jednym statku. Alfą drużyny światła był Sean, potrafił panować nad wodą. Natomiast alfą drużyny cieni była bardzo piękna kobieta, zwaną Claudii, a betą był jej starszy brat bliźniak. Ona potrafiła władać ogniem, zastępca ziemią. Wraz z całą drużyną alfy również były skłócone.
            Słuchałam jego historii z uśmiechem, a on mówił patrząc mi w oczy.
- W czasie lotu każdy miał przejść przemianę. Coś poszło nie tak. Alfa światła stracił przytomność i było już prawie pewne, że nie przeżyje. Jego drużyna poniżając się zwróciła się do cieni. Claudii z wielką chęcią i determinacją oddała całą swoją siłę oraz wiarę Seanowi. Razem przebrnęli przemianę łącząc swoje dusze na wieki. Od tego momentu konflikt przestał istnieć, a wszystkie psikusy zostały puszczone w niepamięć. Wszystkim spodobało się to. Prócz jednej osoby… Brata bliźniaka Claudii – Mikelowi. Chciał na nowo podzielić cień i światło. W nocy zakradł się do wspólnej kabiny Claudii i Seana. Wbił nóż w serce swojej siostry zabijając ją. Sean zrozpaczony popełnił samobójstwo.
- To miała byś szczęśliwa opowieść – mruknęłam z wyrzutem, a on uśmiechnął się.
- I jest. Sean obudził się parę godzin po swojej śmierci. Wtedy zrozumiał. Dopóki umierali razem on się rodził, a ona powracała co 18 lat w coraz to nowej formie.
- Fajnie byłby być ta kobietą.. Mieć pewność, że ma się na tym świecie jest mężczyzna, który szuka cię przez 18 lat – westchnęłam rozmarzona patrząc na niego.
- A co jeżeli powiem ci, że ty jesteś Claudii, a ja Seanem? – Powiedział uśmiechając się i równocześnie sprawdzając ją.
- To by tłumaczyło twoje zachowanie w tej alejce – zaśmiałam się.
- To by tłumaczyło to, co teraz zrobię.
            Całował mnie zostawiając piętna na moim ciele. Byłam jego. Rozpłynęłam się pod jego dotykiem…  Nie zwracając uwagi na Meredith, która waliła w drzwi przeniosłam się z nim do sypialni, gdzie spędziłam cudowną noc zasypiając dopiero nad ranem.
***
            Ktoś uderzał mnie po policzkach próbując ocucić. Otworzyłam oczy i mrugnął mi zarys kuchni. Za chwilę widziałam wszystko. Petera, który próbował mnie obudzić i jak zwykle badał mnie na każdy możliwy sposób. Z tyłu Jason próbował się wyrwać w moją stronę.
- Dajcie mi do niej przejść! Dajcie mi jej pomóc! – Wrzeszczał wyrywając się Quinnowi i Jaredowi.
- Przecież to jest Jeremy! – Krzyknął Sebastian patrząc na tą przepychankę z boku.
- Jaki Jeremy? To Jason.. Nauczyciel z naszej szkoły. To on nas truł - powiedziała Kate stanowczym głosem.
            Ale ja znałam prawdę. Odepchnęłam od siebie wszystkich i popędziłam do mężczyzn. Nieświadomie pchnęłam go na ziemie i złapałam jego twarz w dłonie. Gdy zobaczyłam znane mi oczy wpiłam się w jego usta. Dreszcz ciepła przeszył moje ciało, ale także jego. Ponownie słyszałam jego myśli.
Pamiętasz…
Jak mogłabym zapomnieć takiego drania?
            Wszyscy stali zszokowani wpatrzeni w naszą dwójkę, która odrywając się od siebie zaczęła się głośno śmiać. Przytuliłam się do niego i razem wstaliśmy. Popatrzałam na niego z dołu.
- Nic ci nie jest? – Zapytałam zaniepokojona myśląc o tym, jak opanował go Mikel.
- No co ty? Mi coś miało by być? –Zaśmiał się kręcąc głową – Ale wierz mi, widząc, jak się do ciebie przystawiał miałem ochotę przywalić samemu sobie. Przepraszam, że nic nie mogłem zrobić,
- To nie twoja wina.. Mną też zmanipulował – uśmiechnęłam się i przytuliłam do jego klatki piersiowej.
- Ktoś mi do cholery powie, co się tu dzieje? – Warknął Jared. Pokręciłam głową i odwróciłam się do nich opierając się placami o mężczyznę.
- Cóż… Długo by opowiadać. Ale w skrócie. Poznajcie Seana – uśmiechnęłam się czując jego ręce obejmujące mnie w pasie.
__________________________________________________


Uwaga! Kto pogubił się w fabule, to w następnym tygodniu stworzę zakładkę, gdzie wszystko do tej pory zostanie skrócone tak na jedną stronę (jeszcze nie wiem, ile tego wyjdzie xd). Nie polecam czytania tego osobą, które nie przeczytały 21 ;).
Ach no i bym zapomniała (znowu). Kto chce być informowany o rozdziałach niech da znać tutaj, pod tą notkę. Dziękuję za uwagę.
Klaudia.
Skomentuj i wyraź swoją opinię.

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 20

            Mijały godziny, dni, miesiące… A ja żyłam jak w amoku. Nie pamiętam nic z tego okresu. Kompletnie nic. Zanim się obejrzałam świat stał się biały i rozpoczęła się przerwa świąteczna. Wszyscy rozjechali się do swoich rodzin. Tylko ja zostałam skazana na siedzenie w pokoju bez współlokatorki, która pakując się podśpiewywała: „W końcu nie będę musiała widzieć tej wariatki!” albo „Pierwszy raz się cieszę, że wracam do domu!” Z mojej strony były te same uczucia.
            Następnego dnia po jej wyjeździe, zostałam obudzona szturchaniem. W pierwszej chwili z przyzwyczajenia pomyślałam, że to sprawka Kate. Zaraz jednak przypomniałam sobie, że wyjechała ona wczoraj z rana. Szybko otworzyłam oczy i korzystając z odrobiny szybkości, jakiej nabrała przez treningi z Jamesem znalazłam się na łóżku naprzeciwko przyciskając się do ściany. Dopiero, gdy popatrzałam się na przybysza odetchnęłam z ulgą, a potem pod wpływem impulsu przytuliłam się do Petera.
- Zabieram cię do domu, maleńka.. –szepnął po tym, jak zaskoczony odwzajemnił uścisk. Nigdy nie byłam z nim blisko. Jednak teraz potrzebowałam kogoś przy sobie. – Co oni ci zrobili…?
            Popatrzał na mnie jednocześnie mierząc mnie wzrokiem. Wiedziałam, co widział. Wychudzoną dziewczynę, skuloną przed nim, zasłaniającą kościstą twarz pod czerwonymi włosami, które były jedynie sianem na głowie. Za nic nie przypominałam tamtej Elizabeth.
- Co oni ci zrobili?! – Pierwszy raz widziałam go złego. Odsunęłam się krok w tył, a gdy zobaczył mój nieśmiały ruch uspokoił się. – Gdzie jest waleczna i nieustraszona Elizabeth, od której ogień bił na kilometr?
- Ostatnio ostro ćwiczyłam… Zresztą, nie wiem – odparłam piskliwie i prawie płaczliwie widząc jego ostre spojrzenie. – Proszę, chodźmy stąd.
- Oczywiście – uśmiechnął się pokrzepiająco.
            Podczas, gdy ja poszłam wziąć szybki, wybudzający prysznic, elf spakował wszystkie moje rzeczy. Gdy wyszłam objął mnie w pasie i stawiając wielkie kroki pomógł mi wsiąść do samochodu. Odjechał w przeciwną stronę, niż pamiętałam…
- Gdzie jedziemy? – Spytałam cicho kuląc się na siedzeniu.
- Postawić cię na nogi. Znam Jareda. Nie oszczędziłby na szyderstwie mimo tego, że jesteś jego córką – powiedział uśmiechając się.
- Wolałabym, żebyś to ty był moim ojcem – szepnęłam zamykając oczy.
            Nawet nie poczułam, kiedy zasnęłam. Pamiętam tylko, że Peter rozmawiał z kimś, a potem wyniósł mnie z samochodu. Nie miałam siły protestować. Po wyjściu z ośrodka już kompletnie straciłam chęci do życia. Zupełnie, jakby zostały ze mnie wyssane.
            Leżałam na jakimś łóżku śniąc na jawie. Rzeczywistość mieszała mi się ze snem. Kompletnie nie wiem, czy elf naprawdę zjadliwie się z kimś kłócił… Czy to prawda, że nade mną ślęczył James szepcząc jakieś nieznane mi słowa, po których odpłynęłam, a moim ciałem wstrząsnęły drgawki. Jedyne, co pamiętam dokładnie to czarne oczy i znany mi szept tuż przy moim uchu:
- Jakieś ostatnie słowa, kochanie?
            I już wiedziałam, co się dzieje.
 ***
            Kleista ciecz spłynęła mi do gardła. Kaszląc usiadłam łapiąc łapczywie powietrze. Na łóżku siedział Peter trzymając mnie za rękę. Jednak chwilę później od razu puścił ją krzycząc: „Au!”. Zlekceważyłam to. Wstałam i zaczęłam gorączkowo poszukiwać czegokolwiek.
- Co robisz? – Obserwował bacznie mój ruch wstając.
- Co robie? – Prychnęłam. – A może masz jakieś wytłumaczenie na to, że był tu Mikel i próbował mnie zabić!
            Krzyknęłam i nie musiałam patrzeć na moje dłonie. Sama poczułam, jak zajarzyły się ogniem. Jednakże ja wciąż patrzyłam mrużąc oczy w jego sylwetkę. Zmarszczył czoło nie wierząc mi do czasu.
- Jakim cudem? – Wyszeptał siadając na łóżko i gorączkowo myśląc. – Byłem tu cały czas. Nie było możliwości, aby jakoś się do ciebie dostał…
- No cóż. Jednak tak się stało.. – szepnęłam czując nagłe zmęczenie, przez które zsunęłam się na podłogę. Miałam dość tych ciągłych zmian nastroju i energii. Czułam się, jakbym była w ciąży, co oczywiście było nieprawdą.
- Naprawdę mocno cię truli. Jak mogłaś nie zauważyć, że od kilku miesięcy podają ci trutkę? – Spytał kręcąc głowę i kładąc mnie na łóżku.
- To sprawka Jamesa, nie? – Umysł mi się otworzył. Wszystkie oczywiste fakty dochodziły do mnie w zaskakująco szybkim tempie rozwiązując zagadkę. – A James jest Mikelem. To dlatego tak mnie męczył na treningach. Chciał bym nie potrafiła zrobić nawet głupiego ruchu. Byłam bezbronna. Nie mogłam rozpalić ognia.. Moja magia zniknęła. Stałam się posłuszną lalką, która wierzyła w każde jego słowo. A ta bariera.. –mówiłam coraz szybciej – nie istniała. Dawał mi żmudne złudzenie bezpieczeństwa cały czas powoli mnie zabijając. Ale jakim cudem…?
            Zamknęłam oczy myśląc ciężko. Poczułam nagły dotyk na moim ramieniu, od którego podskoczyłam jak oparzona. To był tylko Peter zaniepokojony moim opętanym zachowaniem.
- Czy to możliwe, żeby ktoś potrafił opanować inną nadnaturalną osobę? Nie taką, jak Meredith, ale silniejszą?
- Tak. Już wiele razy zdarzyło się to w historii, że ktoś kogoś opętał, a gdy pozwolił mu wrócić tamten musiał zapłacić za wszystko. Co najdziwniejsze, nie da się.. – nie słuchałam jego dalszej wypowiedzi.
            Wiem jedno. Jakimś cudem Mikel dostał się w mury SSS i wszedł w ciało Jamesa. Tak musiało być. Dlatego on się tak nagle zmienił. Czemu do cholery nie zauważyłam, jak manipulował mną, moimi wspomnieniami i innymi?! Czemu nie widziałam tak oczywistych rzeczy?! Pokręciłam głową zrezygnowana…
- Masz coś na tę truciznę? Chce znowu być sobą… -powiedziałam z nadzieją. Peter był przygotowany na to pytanie. Od razu podał mi dzbanek śmierdzącej, żółtej cieczy. – Mam nadzieję, że to nie jest mocz..
- Nie, oczywiście, że nie –zaśmiał się głośno, a ja z zatkanym nosem wypiłam wszystko szybko. Ohyda. – Teraz możemy wracać do domu.
- Jesteś pewien, że Mikel za nami nie pójdzie? –Zapytałam krzywiąc się i oddając naczynie.
- Błąd. Jestem pewien, że właśnie tak się stanie. Ale o kogo ty się martwisz? Myślisz, że Jared nie da sobie rady? Myślisz, że ja nie będę przygotowany? – Powiedział tak rozbawiony, iż musiałam się uśmiechnąć.
- Dobra nie było tematu..
            Noc zapadła strasznie szybko. Nie spałam. Tak, jak poprzednio panikowałam lecąc samolotem, tym bardziej o takiej porze. Hostessy co rusz proponowały mi poduszkę pod głowę albo tabletki usypiające. Za każdym razem stanowczo odmawiałam i kazałam im się przymknąć, wskazując na elfa. Odchodziły posłusznie. Ostatecznie i tak zasnęłam oparta na mężczyźnie. Śniłam o prawdzie, która w końcu wyjdzie na jaw.
 ***
Wchodząc do domu Jareda bałam się, co tam zastanę. Peter zapewniał mnie, że na pewno nikt nic nie kombinuje. Kłamał czy nie wiedział? Nie mam pojęcia, ale nie zdążyłam nawet dobrze stanąć w progu, a już Meredith rzuciła się na mnie ze łzami w oczach. Torba w mojej dłoni poleciały na podłogę, a rękami od razu oplotłam szczupłą dziewczynę. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak za nią tęskniłam. Poprawka. Jak tęskniłam za nimi wszystkimi.
Po Meredith przyszła kolej na Sebastiana. Podniósł mnie wyściskując, jak pluszową maskotkę. Zaśmiałam się i otarła łzy z policzków, które nieświadomie pojawiły się na nich.
- Schudłaś. Będę musiał cię podtuczyć – powiedział, a ja jeszcze bardziej wybuchłam radosnym śmiechem.
- Chętnie przystanę na te propozycję – z lepszym humorem wydostałam się z jego ramion. Nie myśląc, co robię rzuciłam się na ojca przytulając go. Mruknął coś zaskoczony i pogłaskał mnie po plecach. – Nawet nie wiecie, jak za wami tęskniłam.
- Czuję się urażony tymi słowami – usłyszałam znajomy męski głos.
- A ja nie. Zawsze wiedziałam, jaka z niej jest fałszywa osóbka – kolejny znany mi tym razem kobiety głos.
            Wyjrzałam za mężczyznę i zastygłam w bezruchu. Co?!
- Kate, Quinn? Skąd wyście się tu wzięli? – Podeszłam do nich z uśmiechem. Nic nie zepsuje mi humory. Nawet, jakby wpadł tu Mikel.
- Gdybyś tu się dowiedziała, że ktoś truł cię przez  dłuższy okres nie chciałabyś się zemścić? Wiesz, jak to powiadają. Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem – powiedziała Kate łapiąc się pod boki. Pokręciłam głową i przytuliłam ich obydwóch.
- Co wy wszyscy planujecie, co? –Zaśmiałam się widząc krzywą minę Kate. Za to Quinn był wyraźnie zadowolony z tego, że go dotknęłam.
- Wszyscy zgodnie twierdzimy, że mamy dośc twojego uciekania przed Mikelem. Teraz to on będzie uciekać – uśmiechnął się tajemniczo Jared. – Nie, będzie spieprzał, aż kurz będzie za nim leciał.
- Nie pokonacie go.. –szepnęłam stając pomiędzy nimi wszystkimi.
- My nie. Ty tak – powiedziała ucieszona Meredith.
- Zrobimy pułapkę. Zajmiemy się jego grupą. Ty nim. Proste i łatwe. Nie może się nie udać – wzruszył ramionami Peter.
- Czy wyście do reszty zwariowali?! Mikel jest o wiele silniejszy od niej! Wierzcie lub nie, ale Nefila nie jest tak łatwo truć – zdenerwowała się Kate.
- W tym wypadku popieram ją. Jestem o wiele słabsza niż on. To się po prostu nie uda. Jestem tego pewna – pokiwałam głową.
- W takim razie zginiemy – wypowiedział się Jared jakby mu na niczym nie zależało. – Wszystko zależy od ciebie. Zabijesz go albo on nas. Proste.
- Nie rozumiesz, ja nie dam rady go zabić. Na co mi próbowanie, jak wynik jest przesądzony?
- W takim razie musisz zacząć ćwiczyć. Od teraz – wampir od razu poszedł do barku i nalał sobie czystej wódki. Niewiele myśląc wyrwałam mu z ręki alkohol i sama wypiłam go duszkiem.
- Dobra. Ale mam jeden warunek… Dajcie mi spokój i zapomnijcie o wszystkich nadnaturalnych rzeczach przez całe święta.
________________________________________ 


Jeżeli ktoś to czyta.. To za chwilę pojawię się przy twoich drzwiach i ukocham cię tak bardzo, że będziesz miał/a mnie dość do końca życia. Tak więc  przepraszam za jakże długą przerwę i oświadczam wszem i wobec: WRACAM DO PISANIA! Dobrze czytacie. Wracam do pisania z głową pełną nowych pomysłów. Napiszcie mi w komentarzach, czy ktoś jeszcze będzie to czytał.. Chciałabym, aby nowy rozdział pojawił się  w następnym tygodniu, ale to zależy od was J.
Pozdrawiam Kalab17

Napisz komentarz   , proosze !